Pages

Sunday 29 April 2012

Odlotowa wiosna na Krecie


Wiosna to bardzo seksowna pora na Krecie. Pszczoly wisza doslownie na kazdym zoltym polnym kwiatku i uwijaja sie w  procesie zapladniania. Tym pszczolom podobaja sie tez przepysznie pachnace drzewka upstrzone bordo kwiatkami, ktorych platki to drobne antenki poprzypinane do podluznej paleczki. 

Paleta kolorow vel butla zapachow wylewa sie z kazdego ogrodka. Okragle, sute roze obnazaja sie i popisuja swoim dostojenstwem i erotyzmem. Zwlaszcza te w krwistych odcieniach, buchajace aromatami, kusza platkami, chcialoby sie rzec zgodnie z dzisiejszymi trendami mody, napomponowanymi porzadna dawka silikonu. Drzewka oliwkowe oszalaly od ciezkich pakow nadajacych glebokiej  zieleni oliwkowych lisci pistacjowy odcien. 

Ziemia pachnie ta wiosenna wilgocia, ktora przypomina nam juz o zblizajacym sie lecie wysuszajacym kazda grudke. Od wczesnych godzin porannych, slonce pada pod tym katem tylko charakterystycznym dla wakacyjnej aury. Odslaniasz zaslonki i sloneczne promienie pukaja do okna, z plamkami cienia przesuwajacymi sie w trakcie dnia. 

Koncowka kwietnia i caly maj to barwna pora na Krecie. Kwitnie wszystko w takim nagromadzeniu, ze czlowiek nie ogarnia golym okiem wszystkich detali, ktore serwuje mu natura. Mozna dostac zawrotu glowy od tego bogactwa. A trzeba sie nim cieszyc, dotykac i wachac. Za chwile bedzie cieplej i cieplej. Cieple dni beda tylko cieplymi. Do pazdziernika moze sie juz nie pojawic odswiezajaca kropla deszczu. Dzieki wysokim szczytom Bialych Gor, na szczescie w Chania nie narzekamy na brak wody, pomimo utrzymujacych sie tygodniami upalow. 

W tak pieknych okolicznosciach przyrody, postanowilismy sobie zaserwowac podwojna dawke widokow, zapachow i smakow w niedzielne przedpoludnie. Dzis slonce pokazuje sie z checia juz ok. 6 rano i ogrzewajac mury naszej sypialni podrywa nas do dziennego „tanca” we wczesniejszych godzinach niz to mialo miejsce zimowa pora. Mamy czas, zanim zajdzie, powisi na niebie do 20:00. 

Ruszylismy w gory do sielankowego miejsca z taverna i parkiem botanicznym, ktory wsrod kretych piaskowych sciezek oferuje zmasowana przygode z natura. Po takim spacerku mozna sobie naocznie uswiadomic blogoslawienstwo jakim zostala obdarzona Kretenska ziemia przyswajajaca oszalamiajace bogactwo odmian tropikalnych roslin, drzew owocowych i  przypraw, ktore, wciaz z wyjatkami, dzieki swoim wyrafinowanym aromatom trafily na gorne polki wyspecjalizowanych sklepow zielarskich i bardziej skomercjalizowanych linii „Kuchnie Swiata”.  

Taverna przestronna z weranda oferujaca widowisko na stoki pelne drzew oliwnych. Jestesmy troche wysoko nad poziomem morza i pomimo prazacego slonca, milo chlodzi nas wiaterek dochodzacy z wyzszych szczytow wciaz pokrytych plamami sniegu. 

Decyzja krotka i konkretna, najpierw lunch, potem voyage po parku. Jedzenie swieze, menu „ludowe” ale z wykwintnymi akcentami. Oddajemy sie wczesno poludniowej rozpuscie, odstepujac tylko od napojow procentowych ze wzgledu na czekajaca nas wedrowke po kretych sciezkach usytulowanych pod pewnym meczacym nachyleniem. 

Zamawiamy talerz wedzonych oliwek zapiekanych w sosie pomidorowym i placek nadziewany koprem. Glowne dania to mieso z grilla, kurczak i wieprzowina, soczyste i rozsiewajace zapachy rozmarynu wraz z oregano prosto z „botanicznego ogrodka”.  Zamias salatki sider w postaci miksu avokado i lekko zapieczonego kawalka slodkiej pomaranczy. 

A potem z kijkiem w reku ruszylismy w droge, trawiac i podziwiajac..

Sekcje drzew tropikalnych z bananowcami i smuklymi palmami, ktore przetrwaja najazd wszelkiej zarazy z Afryki. Odurzeni chwytalismy bambusy, muskalismy lawende, galazki przyprawy curry, miete, oregano i slawny Kretenski dictamos – przyprawe milosci. Lapalismy oddech pod drzewami brzoskwiniowymi, pokrytymi meszkiem kwitnacymi migdalami, nektarynkami. Roze herbaciane, biale, czerwone. Drzewek pomaranczowych cale aleje. A potem male zejscie do brunatnego jeziorka, gdzie brzuchem po tafli szorowal dziwny bezowy ptak. Usiadl i zaczal sie krecic jak maly bezowy pingwin. 

Dotarlismy do zoologicznej doliny, z kaczkami, pawiami i strusiem, ktory po wydeptanej sciezce biegal w te i z powrotem, nie wygladajac wcale na zwierze sympatyczne. Do dzikich swin juz nie zboczylismy z trasy. Bylo nam cieplo, czubek glowy palil.  Powietrze stalo, a na drodze stal nam indyk. Najezony i brzydki z tym swoim czerwonym zwisajacym nosem. Chyba porzuce na zawsze konsumpcje indyka, tak mi estetycznie jego aparycja nie przypadla do gustu. 

Ostatnie podejscie pod gorke, krotka serpentyna i  ponownie znalezlismy sie na tarasie znanej nam taverny. 

Zakupilismy symboliczna torebke lisci laurowych, a potem szybko do samochodu udalismy sie na popoludniowa sjeste. 

..ach ta wiosna!

 Zdjecia z dzisiejszej wedrowki to dzielo tego Pana NACISNIJ I ZOBACZ

wedzone oliwki w sosie pomidorowym

Zawsze sluszna Kretenska porcja - stek wieprzowy


Ach te egzotyczne palmy!

Paki, paki, paki
Diktamos

1 comment:

  1. a ja dzisiaj kupowalam oliwe z oliwek. I wzielam te z Twojego miasta. I tak mi sie wydaje, ze mam do Ciebie blizej :)

    ReplyDelete