Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Friday 30 March 2012

Male Chalepianskie a cieszy – pierwsza lista pozytywow


Wszystko co Chalepianskie to taki codzienny misz masz smakow, zapachow, odczuc, obsesji, historii z Chania, Krety, Grecji, Polski i Ameryki.  

Chalepianskie wzgorze to taki dom jak kazdy inny, gdzie w charmidrze rzeczywistosci zapominamy, ze male cieszy, popadamy w fobie, zalewaja nas czarne mysli. Niby nic nowego: na pewnym wzgorzu stoja cztery sciany i my w tych czterech scianach albo sie kochamy, albo skaczemy sobie do gardla. Wszystko w zaleznosci od kontekstu. 

Dobrze, ze za tymi czterema scianami jest slonce, kilka drzew oliwnych i szczescie nad szczesciami – widok na morze a na tym morzu widok na pewna wysepke. Oczywiscie, jesli ktos z zalozenia i z uporu jest sfrustrowany to, zeby nie wiadomo jaki widok mial za oknem, za ktory inni by sie doslownie i w przenosni pozabijali, zawsze bedzie skrzywiony i nieszczesliwy. 

Poniewaz, odnosze wrazenie, ze czesciej otaczaja nas ludzie i sytuacje, ktore maja na celu sprzedanie nam kopa i negatywnej energii (sami sie oczyszczajac funduja nam niezla dawke zolci), dzieki chalepianskiemu otoczeniu i osobistym poszukiwaniom,  staram sie odkrywac takie male wlasne szczescia, ktore nastrajaja pozytywnie, doladowuja baterie i ucza jak cieszyc sie z oczywistego. I wierze, ze kazdy ma takie swoje wzgorze, tylko czasami zajmuje sporo czasu, pracy i uporu, a nawet nieszczescia, zeby w ktoryms momencie docenic i ucieszyc sie z tego co sie ma. I bez przesady, nie znaczy to, ze od tej chwili bedziemy sie tylko usmiechac i indoktrynowac otoczenie, ze zycie jest piekne i nic poza tym...

Bez klamstw... dla mnie bycie pozytywnym wcale nie jest latwe. Nie bede w tej chwili uskuteczniac autoanalizy, ale zbyt przesadny emocjonalizm, poczucie sprawiedliwosci i do tego branie do siebie i wchlanianie sytuacji, reakcji i atmosfery wrecz jak sie nawinie, na codzien strzelaja mnie po pysku i drecza malymi lub wiekszymi demonami oraz najzwyczajniejszym w swiecie bolem brzucha. 

Gabka, taka gabka jestem. 

Walcze z tym, i podnosze sie dzieki takim moim malym „cudom i zwyczajnosciom”. To taka lista swiadomosci co lubie i co mi sie podoba i co sprawia, ze czuje sie dobrze dzis, przez minute a moze i dluzej. Nie czas jest wazny. Lista jest dluga  i zaloze sie, ze kazdy taka ma....w glowie, na papierze, w komputerze. Jak sobie jeszcze nie zdal sprawy z jej istnienia, to zachecam. Nie boli a pomoze. 

Moja dzisiejsza a i na przyszlosc zawiera nastepujace elementy uszczesliwiajace:

1. Zachod slonca – Kretenskie zachody slonca sa obledne, czy to obserwowane ze wzgorza, czy z ciagnacej sie w nieskonczonosc plazy, czy z malej zatoczki czy wprost z samochodu ktory wiezie nas w gory lub na wybrzeze. Polecam tez te ktore panoramicznie rozciagaja sie wzdluz horyzontu kiedy zjezdzamy z jednego z kretenskich polwyspow ( w przypadku Chania, to nasz po sasiedzku polwysep Akrotiri z jego lokalnym lotniskiem, gdzie pewnie wyladujecie udajac sie w te strone wyspy).  Nie uwazam sie za szalona romantyczke i nigdy nie przemawialy do mnie zdjecia par sciskajacych sie przy zachodzie slonca. Nie mialam nigdy parcia do kreowania scenariuszy, zeby to on mnie w tej atmosferze bral, cokolwiek mialoby to znaczyc (sic!). Przemawia do mnie raczej magia swiatla, kolorystyka, cieplo slonca, ktore w momencie odchodzenia wydobywa velvetowe barwy otoczenia i robi cos takiego z niebem, ze oczu nie mozna oderwac.  

 2. Zielen oliwkowych drzew – prochu nie wymyslilam. Zielony to kolor spokoju, wyciszenia i dobrze jest zadbac, zeby miec jakas zielen za oknem, przed oknem, na oknie. Kretenskie drzewka oliwne i ich listki maja taka sile w sobie, ze patrzac jak sobie faluja na wietrze albo dostojnie stoja nieporuszone w poludniowym sloncu, na czlowieka splywa blogosc i cisza. Kretenskie drzewa oliwne nie naleza do tych malych i drobnych, chociaz rodza w wiekszosci male i drobne oliweczki. Pokrecone konary daja w sumie porzadna srednice pnia, a galezie trzymaja dlugie i moce listki. Na te listki, ktore pojawiaja nam sie w prawie kazdym okiennym rogu, moge patrzec bez konca. Na wierzchu gleboka zielen, a pod spodem bialy meszech oliwnej siwizny. Odczuwam potrzebe, zeby te galezie hipontyzowaly mnie z mojego stolu i moich toalet. Kilka zielonych galazek w bathrumie wprowadza atmosfere swiezoci i wakacyjnej kapieli.

Zupa z soczewicy – Nie moge powiedziec, ze moja ulubiona, ale na pewno to jedno z tych dan, ktore daje mi, przez swoja zawartosc zelaza, niesamowita dawke energii. A w polaczeniu z kromka chleba, daje tez chwile radosci. Brzmi banalnie, ale ostatnio z moja znajoma, ktora mieszkajac w Izraelu ma dostep do na prawde swietnych wypiekow, poruszylysmy temat uczuc, ktore wywoluje chleb. „Chleb, rwaznie swiezego chleba sprawia, ze czuje sie czysta i szczesliwa” – tak mi powiedziala. Ja tez czerpie radosc z kromki swiezego chleba, a zwlaszcza miluje sie w koncowkach tzw. dupkach. Co do zupy z soczewicy to jeszcze jedno za nia przemawia. To danie, ktore szybko sie przygotowuje i wymaga minimalnego zaangazowania skladnikow w wersji light. To rowniez jedna z nielicznych zup jaka gotuja Kretenczycy, ktorzy (malo sie o tym mowi i wie) generalnie lubuja sie w straczkowych potrawach, zwlaszcza zima. Soczewica po grecku to fakes (φακές).

Zupa z soczewicy wersja light – gotujemy soczewice do wrzenia. Odlewamy i ponownie zalewamy zimna woda, tak, zeby przykryc zawartosc. Dodajemy lisc laurowy, solimy, pieprzymy. Gotujemy najlepiej na wolnym ogniu przez co najmniej 40 minut (zalezy ile tej soczewicy mamy). Pilnujemy garnka, bo jak wszystkie straczkowce, soczewica lubi pic w tempie zawrotnym i trzeba w miedzy czasie dolac wody. Z tym dolewaniem nie szalejemy, tylko, zeby zawartosc zawsze byla przykryta woda. Pod koniec mozemy dodac kilka kropel oliwy. 

Zupa z soczewicy wersja light
Chleb z Chaniaz pysznymi czarnymi oliwkami

Zupa z soczewicy wersja aromatyczna, ale z malym ciezarkiem – wszystko jak w wersji light + dodajemy przy drugim gotowaniu sos pomidorowy, pokrojona spora cebule, a na koniec sypiemy wegete. Procz oliwy do goracej zupy przez samym spozyciem mozemy tez wrzucic kostke sera feta. Czasami tak grzesze i ja (hi!).

Ciag dalszy listy nastapi...



Sunday 25 March 2012

25 Marca – maszerowania nadszedl czas


Dzisiaj jest niedziela, 25 marca. Dzien absolutnie powalajacy swoim pieknem, sloncem i przejrzystoscia atmosfery.  W sam raz na parade z okazji jednej z najwazniejszych uroczystosci narodowych w Grecji. Tego dnia, roku panskiego 1821 rozpoczela sie oficjalnie rewolucja (po grecku Epanastasi/ Επανάσταση), ktora w konsekwencji doprowadzila do wyzwolenia Grecji spod panowania otomanskiego i do uznania panstwa Greckiego. To tyle na temat kontekstu historycznego, co by nie przynudzac. 

Dzisiaj w calym kraju odbywaly sie pochody z flagami, a na podniesieniach, dzis juz nie tak dumnie, siedza przedstawiciele wladz lokalnych, regionalnych, rzadowych itp. 

Ja typem co sie rwie reprezentowac tlum z flaga nie jestem. U mnie w rodzinie nigdy nie bylo tradycji uczestniczenia w jakichkolwiek pochodach. Nie pamietam z lat dziecinstwa i nastoletnich, chwil w ktorych mialabym kroczyc z choragiewka czy jakims kwiatem i udawac zlonierski krok. 

Nigdy nie przekonywaly mnie jakiekolwiek demonstracje, parady, happeninngi, kibicowanie w tlumie. 

Nawet kiedys moj maz mial do mnie o to pretensje, ze nie potrafie mu kibicowac, ze sie nie dre z entuzjazmem od ktorego sinieje mi twarz i oczy na wierzch wychodza. Troche mi zajelo przekonanie go, ze calym sercem i dusza z nim jestem, ale w wersji cichych mysli a nie tracenia gardla i zatracania estetyki twarzy. 

Dzisiaj wiec, dzien jak co dzien marszow i pochodow, dla mnie byl dniem siedzenia w zaciszu domowym. 

Jako prawy obywatel i z ciekawosci, bo juz od kilku dni tylko o tym media bebnily, zainstalowalam sie przed telewizorem na czas parady w stolicy. Ateny mialy obstawe o jaka rzadko w tym miescie. Chyba wladze sie rzeczywiscie przestraszyly, a poza tym w koncu jakis madry czlowiek przeliczyl, ze lepiej wydac na bezpieczenstwo niz na odnawianie popalonych budynkow. 4 tysiace policjantow w samym centrum grzecznie strzeglo bezpieczenstwa rzadzacych. Pan Karol Papoulias - prezydent kraju, postac widywana raczej i wylacznie przy okazji parad, siedzial na malym podescie obitym niebieskim materialem i co chwila sie podrywal, zeby pozdrawiac przechodzace grupy spoleczne. Publicznosci nie bylo, bo na tym odcinku centralnym zamknieto dostep spoleczenstwu, wiec mozna by rzec, ze sie prywatna impreza dla rzadzacych odbywala. Moze sie myle, ale w telewizorze calosc wygladala raczej nedznie, bez charakteru i podnioslosci w jakiej w moim wyobrazeniu pochody z okazji swiat narodowych powinny sie odbywac. Rach ciach ciach, wszystko sie skonczylo i wszyscy poszli do domow, mniemam. 

Ja caly dzien przesiedzialam, czytajac i tlumaczac krotkie teksty o malowniczych kretenskich wioskach, gajach oliwnych i sielance kretenskiej wsi. Mozg mi odpoczywal i nawet do glowy mi nie przyszlo, zeby sie zainteresowac pochodem w Chania. 

Sa takie dni kiedy nie ma nas dla swiata i dzien dzisiejszy do mniej wiecej takich zaliczam, bo...
Bo pod koniec dnia weszlam na Fejsa i co widze i co czytam. Usmiechnieta corka znajomej dziwgajaca grecka flage a pod spodem mamusia opisujaca jak to pochod sie w demostacje przerodzil i wszystkich gazem lzawiacym potraktowano. 

I tak sobie mysle, ze dobrze czasami posiedziec jest w domu.

Mam tylko nadzieje, ze mojego kota nie potraktowano jakims gazem, bo sie dzisiaj caly dzien na posilek  nie pojawil. Miejmy nadzieje, ze to tyko te wiosenne slonce uderzylo mu do glowy i przycmilo apetyt.

Friday 23 March 2012

Dom i podroze


Lubie podrozowac, ale dzisiaj lubie tez wracac do mojego domu.

Kiedys nie lubilam wracac, wolalam zostac w podrozy. Dzisiaj z werwa sie pakuje, na czas podrozy wykazuje energia super woman, a po powrocie opadam z wrazen i wtulam w moja poduszke na moim masywnym lozu, ktorego drewno sprawia wrazenie wyzlobionego przez silne morskie fale.  

Dom to takie miejsce, gdzie samemu odczuwa sie poczucie bezpieczenstwa i komfortu. Na te wygode, bo bezpieczenstwo to wygoda, trzeba sobie zapracowac. Ja jestem z tych, ktorzy wrecz alergicznie reaguja na poczucie dyskomfortu przestrzennego. 

Znam wiele domow, gdzie przestrzen jest tak urzadzona, ze nawet mieszkancy tych domow czuja sie tam nieszczesliwi, ale nie moga albo nie potrafia sie rozpieszczac. Brzydota przedmiotow, starosc niewymienianych dekoracji przygniataja i dusza. 

Dom musi byc przytulny i musi miec te wlasnie male komforty.  Male drobiazgi, zmiana dekoracji, misiowate kocyki, lampy ktore przytulaja nas swiatlem, swieczka, taka poduszka, ktora mozna wziac w objecia i rozgrzac okolice brzucha. Sa takie domy, ze od progu czujesz sie jak u siebie. A sa tez takie, gdzie siedzisz na brzegu kanapy i wiercac sie marzysz o wlasnej. Dom to nie tylko przedmioty, ale i ludzie. Kanapa wiec moze byc wystarczajaco wygodna i przyjemna estetycznie dla oka, ale jej wlasciciel swoim oddechem sprawi, ze poczujemy sie jak na rozzarzonych weglach. 

Zeby chciec wracac do swojego domu, trzeba go lubic. 

Nie przypadkowo wybiera sie pewne miejsca na dom i nie przypadkowo buduje w pewnych miejscach pewne sciany. 

Lubie myslec o przestrzeni domu, budynkow, jakby to bylo miec taki budynek w takim miejscu i dlaczego gdzies widze siebie siedzaca na balkonie, a gdzie indziej nie chcialabym spedzac bezczynnych godzin przy oknie. 

Czytam obecnie bardzo przyjemna ksiazke “Pod sloncem Toskanii” nijakiej Frances Mayes. Opowiada ona o zakupie dosc sporych rozmiarow posiadlosci we Wloszech i ta jej opowiesc bardzo mnie nastroila, zeby samej pomyslec dlaczego w pewnych miejscach czuje sie blogo, z pewnych chce szybko wyjechac a do pewnych chcialabym wracac, a moze i w przyszlosci tam miec swoj dom. 

Oto kilka luznych cytatow, ktore do mnie przemowily i ktore nabieraja wlasciwego znaczenia jesli czlowiekowi dane jest przebywac w roznych domach, roznych srodowiskach, bywac:
  • Za Bachelardem Mayes pisze: “ Przypominajac sobie pokoje w domach, w ktorych mieszkalismy, uczymy sie przebywac w sobie samych”…
  •  “Domy wazne to te, ktore nam pozwalaja spokojnie snic”…
  •    “My, poludniowcy, mamy w spiralach DNA jakis jeszcze niewykryty gen, nakazujacy nam wierzyc, ze miejsce jest przeznaczeniem”…
  •  Z tym bardzo sie utozsamiam: “ To, gdzie sie jest, znaczy, czym sie jest. Im glebiej owo miejsce przenika w jazn, tym bardziej sie umacnia wiez z owym miejscem. Wybor miejsca nigdy nie bywa przypadkowy, to wybor czegos, czego sie pragnie.”
Mysle, ze koncepcja domu nie bylaby mozliwa bez ruchu, mozliwosci kazdego z nas do przemieszczania sie. Inna sprawa czy potrafimy wykorzystac okazje i szanse do takiego ruchu.

Dla mnie podroze to lekcja zrozumienia pojecia dom. Podroz chyba nie mialaby sensu, gdyby nie bylo tego powrotu. Z drugiej strony to podroz otwiera horyzonty i uczy.

Jakby najwygodniejsze, najbardziej luksusowe te nasze cztery sciany nie byly, gdyby nie ruch ktoremu od czasu do czasu powinnismy sie oddac, o postepie mysli nie byloby mowy. Mozna zaczac od swiadomego ruchu oka, obrotu glowy, prostego ruchu cielesnego polaczonego z ciekawoscia pchajaca nas w nieznana wiedze obserwacji.
  
Moze sie myle, ale im wiecej czlowiek uczestniczy w procesie ruchu tym jego mozg szybciej zostaje uwolniony i wolniej sie starzeje. Podroz, ta z ciekawosci i wewnetrznej potrzeby zawsze uczy i odkopuje poklady wiedzy o samym sobie. Inna sprawa skad u ludzi takie potrzeby sie biora. 

Dla mnie bycie w jednym miejscu przez dluzszy czas rozleniwia i cofa. 

A z tych kilku cech ludzkich, na ktorych moja tolerancja sie konczy, to lenistwo.


Tuesday 6 March 2012

Grecka goscinnosc _lekcja goscinnosci!


Lupy nie trzeba! Takie porcje sie w Grecji podaje.
Przyjechala moja fryzjerka zrobic porzadek z moim gniazdem na glowie. Tak mi kladla rozne papki i zlotka na glowie i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci w odniesieniu do innych goscinnosci…a moze raczej marnych prob goszczenia. 

Biorac pod uwag moje i Vouli doswiadczenia,obie doszlysmy do wniosku, ze jest to jedna z tych cech, ktorej inne narody z powodzeniem moglyby sie nauczyc od Grekow. Mam tez wrazenie, ze jest to jedna z tych cech, ktore sa wykorzystywane przez przyjezdnych, ktorzy u siebie w kraju wrecz na granicy glodu i wiecznej diety zyja (lub taniego zarcia od ktorego rosna im ciala, bo sie wyrazac nie chce ktore czesci cial) , a jak przyjada do Grecji to za przyslowiowa drachme chcieliby homara  spozyc i jeszcze, zeby wino na koszt greckiego restauratora postawiono. A pozniej jeszcze, zeby od swoich skromnych funduszy sie usprawiedliwic (no, bo co to kogo obchodzi, ze za last minute z przelotem, opcja all inclusive i hotelem dalismy 300 czy 400 euro?!) obgaduja jak to w Grecji niegoscinnie, drogo i kiepska obsluga. Takim hipokrytom proponuje wykupic wycieczke za te pieniadze w Polsce, a sie szybko przekonaja, gdzie sie Polska goscinnosc podziala. 

Zawsze mozna pojechac tez z dala od cywilizacji, ale obawiam sie, ze w tym przypadku niewolnictwo i zahukanie przyjmujacego nas narodu mozna wziac za lokalna goscinnosc, przez co poniektorzy  z radosci, ze tak tanio a usluznie, az raczki zacieraja. 

Ja jako Polka, musze przyznac, ze wraz z uplywem  lat odnosze wrazenie, ze z naszej polskiej goscinnosci popiol zostaje. I nie jest to tajemnica, ze drazni mnie wrecz irracjonalna propaganda polskich mediow gromadzaca i wyolbrzymiajaca greckie cechy. Uwazam, wrecz za niesmaczne i okaz naszej polskiej slomy jeszcze dlugimi zdziblami z butow nam wychodzacej, wysmiewanie sie z Grekow i zamieszczanie bezpodstawnych, glupkowatych informacji czy to w prasie czy na portalach interentowych jak to Grek probuje cie oszukac i jak to Grecja uwazana jest za nieprzyjazdny kraj dla cudzoziemcow. I kto to mowi? Ci, o ktorych przez wiele lat krazyla upokarzajaca anekdota “ jedz do Polski, twoj samochod juz tam jest!” 

Fryzjerke w Szwajcarii, “biednym” kraju bankierow tak goszczono, ze po trzech dniach wystawnych kolacjj:
1/ kolacja numer jeden – kawalek miesa wielkosci ciastka petitka plus garstka salatki na boku
2/ kolacja numer dwa – fondu! (po calym dniu, podano w ramach goscinny garnek rozpuszczonego sera z chlebem)
musiala wraz z mezem odwiedzic lokalny supermarket, gdzie poczynili zakupy majace, jak sie okazalo, zywic rowniez gospodarzy. 

Podobnie bylo i z moja goscina w kraju pani Merkel, gdzie jak wiemy, ceny rozsadne a zarobkow w chwili obecnej zazdrosci im cala Europa. Tam rowniez ugoszczono nas przednio pierwszy i ostatni raz zapiekanka z surowym baklazanem i taka iloscia miesa mielonego, ze lupe do tego dania powinni nasi gospodarze podac. 

Takie zachowania sa nie do pomyslenia w Grecji i budza ogolne zniesmaczenie. Grek swojego goscia podejmuje z pompa, nawet jesli na codzien sam az tak wystawnie nie zyje. Trapezi, czyli posilek przy domowym stole uwaza sie wrecz za swiety obowiazek. A to, ze dzis sie czasy zmieniaja, to dobrze, pewnie Greka wkoncu obcy swoimi zachowaniami wyedukuja.

I tak jak wszedzie, bedzie atomiczna porcja, a do domu to na herbatke i herbatniczka zaprosza. 

Gdzies te oszczednosc trzeba zaczac! Prawda?

Thursday 1 March 2012

Sloneczne ciasto pomaranczowe


Szumi, dudni, swiszcze, zawodzi, lomocze. Okrutne wietrzysko wygina nam druty na dachu, a te sie nie daja i wydaja skrzeczace odglosy. Nagle mam wrazenie, ze ktos grochem ciska w werandowe plytki. A to tylko pieciominutowa gradowa sciana. 

Ale bedzie zielono na wyspie w tym roku. Tyle deszczu, tyle sniegu, ktory przez ostatnie dwa dni podszedl w okolice granic miasta. Nawet te najlagodniejsze stoki otaczajace Chania przyproszone sa bialym pylkiem. 

Slychac morze z oddali, ktore podmywa ciagnaca sie ponizej domu okolice Tabakaria (grec. Ταμπακαριά) usiana masywnymi, starymi budynkami gdzie od polowy 19 wieku wrzala produkcja wyrabiania skor. Dzisiaj czesc budowli starej fabryki pozostaje w opuszczeniu, a czesc w dawnym stylu, z malymi gustownymi przerobkami sluzy za architektoniczne biura, prywatne domostwa, miejsca happeningow i swietnej, znanej od lat taverny czy miejsca z greckimi meze - przekaskami. 

Temperatura od trzech dni, w okolicy stopni trzech. Pozytywne jest to, ze te trzy stopnie wciaz na plusie. 

Biednemu zawsze wiatr w oczy. Nie dosc, ze kryzys to i sie pogoda spieprzyla. Wczoraj po raz trzeci dopelnialismy nasz domowy kontener z olejem opalowym. 

A jak zimno to wszyscy glodni, bo organizm sie jakos ogrzac musi. Cztery litery zawraca od rana nasz kocur Lulis, ktory z parapetu na parapet przeskakuje, z nosa mu cieknie i miauczeniem probuje wymusic wejscie w domowe progi. Nawet konserwa mu na tym wietrze nie smakuje. Za Lulim chorem odzywaja sie owce sasiada. Wypasane na dosc sporym kawalku ziemi przylegajacym do naszej dzialki, przy tym mrozie podchodza jak najblizej naszego domostwa i becza jakby je ze skory obdzierano. Dla Lulisa miesko z puszki, dla owieczek na pocieche pajdy suchego chleba (to sie nazywa chalepianski recycling), a dla mnie….

dawka slodkosci. Moj debiut, bo wczesniej nie robilam. Przepis dostalam juz jakis czas temu, ale jakos sie nie skladalo na pomaranczowe smaki. 

Przepis Gaty na ciasto pomaranczowe, z moimi malymi dodatkami i uwagami:

UWAGA! Wszystkie ponizsze skladniki, tak jak wypisane w tej samej kolejnosci dodajemy do wielkiej miski, mieszajac co jakis czas. Ilosci podane sa na sporych rozmiarow brytwanke o srednicy mniej wiecej 30 cm.
  •  2 ugotowane i zmiksowane pomarancze. Od ich slodkosci zalezy dawka cukru
  • 500 gr. Maki (takiej do wszystkiego). Tutaj jest tzw. Farina co to sama nieco puchnie vel pulchnie
  • 400 gr. Cukru. Tak mowi przepis, ale mozna i mniej jesli pomarancze sa bardzo slodkie.
  • 4-5 calych jajek
  • 250 mln oliwy z oliwek. Ja uzywam lokalnej extra virgin o glebokim zielonym kolorze. Pewnie to ta nasza oliwa sprawia, ze smaki staja sie wyrazistsze.
  • 2 lyzki proszku do pieczenia
  • 1 lyzka sody rozrobionej w szklance soku pomaranczowego (moze byc swiezy, moze byc z kartonu, moze byc pomaranczowy syrop z woda rozrobiony). Wsypujemy sode i szybko mieszkamy nad nasza glowna miska, bo zacznie sie bogata piana wytwarzac.
  • Kieliszek koniaku. Ja lubie i polecam Metaxa. Podobno najlepsza do ciast to ta z piecioma gwiazdkami.
  • Pol lub cala lyzka cynamonu. Jesli macie mix cynamon ze skruszonymi gozdzikami to moze byc ciekawie.
  • Garsc orzechow wloskich zmielonych w blenderze lub posiekanych recznie, zeby sie wieksze kawalki ostaly. Ja wyszperalam garsc orzechow wloskich z migdalami i zmielilam w blenderze.
Ciasto pieczemy ok. 40 minut w temperaturze 220 stopni a po 20 mintuach zmniejszamy do 190-180. Z poczatku konsystencja jest dosc lejaca i srodek brytwanki porusza sie jak galaretka. Nie panikujemy. Tak ma byc. Trzymamy natomiast reke na pulsie, zeby nam sie brzegi za bardzo nie przysmolily. 

Niebo w gebie. Ciasto jest grubasne i soczyste. 

Jesli ktos jest fanem slodko-kwasnych smakow to absolutnie polecam z jogurtem naturalnym lub kefirem na boczku. 

No i kwestia praktyczna. Ciasto nie wysycha wiec w tej naszej brytwance, przykrytej bawalniana sciereczka moze sobie postac spokojnie okolo tygodnia. 

Takie ciasto to wabik na slonce. Serio, wlasnie sie na chwile pojawilo, po kapryszeniu przez pol dnia! 

Juz po prawie godzinnym gotowaniu

Taka ilosc oliwy, takiej gestej i zielonej

Wszystkie produkty pod reka

Jajka plywajace na oliwnej powierzni pokrywajacej make, cukier...wciaz dodaajemy

Ciasto pomaranczowe w calosci

Soczysty kawalek