Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Wednesday 17 October 2012

Letnia pora tej jesieni



Od tygodnia budza nas grzmoty, walenie, tarcia. Chodzi caly dom, jakby dopadly nasze wzgórze ruchy sejsmiczne. W powietrzu unosi się pyl i lataja male kamyczki betonu.

W końcu robimy dach! 

Teraz zima powinno być cieplej a za rok koniec z podlewaniem scian dla ochłody. 

Pracownicy uwijają się nad naszymi glowami, pala papierosy, a puste paczki z nonszalancja rzucają gdzie popadnie. Caly ogrodek usiany jest czerwonymi Malboro. 

Nerwy mamy jak postraki. Co rano obmyslamy plan ewakuacji. 

A za oknem lato nie chce sobie „polecieć do cieplych krajów”. Tafla morza jest plaska, naznaczona białymi zygzakami. 

Az trudno uwierzyć, ze w Polsce ludzie chodza w kurtkach, czapkach kiedy na wyspie plaze tetnia życiem, gra się w siatkowke i plywa do zachodu slonca.

Srodek października a my wciąż w krótkich rękawkach, japonkach, z torbami plazowymi szykujemy się na popoludniowa wyprawe. 

Woda jest czysta i ma zielonkawa barwe. Na dnie kwitna wodorosty a nad powierznia wirzgaja moje nieodchudzone nogi. Slonce laskawie zatacza kalejdoskopowe kregi wokół stop oferujac wyszczuplajaca perspektywe. Na brzegu para cudzoziemcow bawi się z dziecmi i ta ich mama wystepuje topless. Dochodze do wniosku, ze chyba nie przepadam za widokiem kobiet bez stanika w miejscach, które uważane sa za miejsce destynacji dla rodzin z dziecmi. Jakos mi to brakiem smaku powiewa. Pani do tego piersi nie ma, za to chojnie została obdarzona sutkami. Generalnie stanik jej nie potrzebny, ale po co ja mam to ogladac? 

Wieczorem snujemy się po centrum. Na placu 1866 siedzi gromada Albanczykow. Niscy, styrani, biednie odziani mezczyzni glosno rozmawiają, rozsadzeni po lawkach i hustajacy się na metalowych ogrodzeniach. Tuz obok zaparkowane trzy policyjne motocykle. Wzdluz ulicy Halidon siedza ciemnoskórzy sprzedawcy gumowych pomidorow, które rzucone na deske smutno się rozplaszczaja. 

Okoliczny OPAP (taki polski totolotek) zapchany twarzami emigrantow. W plastikowych klapkach, spranych ubraniach kresla szczęśliwe liczby. Każdy z nadzieja, ze jutro obudzi się jako milioner.

Tuesday 9 October 2012

Strefa dzwieku/strefa deszczu



Przyszlas w koncu jesienna auro. 

Marszczylo się morze, marszczylo. Markize nam niepokoil wiatr. Jeszcze wczoraj siedzialysmy z beba o zachodzie slonca i sluchalysmy „A love supreme” John’a Coltrane’a. Przez firanki przebijaly promienie ogrzewając meble swiatlem jak spod pomarańczowego klosza. Caly weekend nad zatoka przewijaly się tlumy. Kręcili kolejna hollywoodzka produkcje „Two Faces of January” (wiecej o filmie_kliknij) a wieczorami gdzies nad woda poniżej naszego wzgórza przez pol nocy dudniła muzyka. Nasz dom tak ma. Znajduje się na końcu tunelu dźwiękowego i z latarnia morska i z kocimi lbami starówki jesteśmy w linii prostej polaczeni dzwiekowo-wizualnie. Dobrze, ze wystarczajaca przestrzen tlumi odlgosy dorozek, które, ot ciekawostka, podobno produkowane sa w Polsce! Niestety brak przestrzeni od strony posiadlosci naszej czarowniczej sąsiadki Pani Stekowej przyczynia się do swietnej akustyki koncertow, które co noc jej dwa wilczury urzadzaja z pasja i bez jakiejkolwiek swiadomosci. Pani Stekowa swiadomosc ma, ale należy do tego rodzaju tajemniczej dla mnie psychiki, która zyje w innej przestrzeni umysłowo-estetyczno-uczuciowej i dogadać się z nia nie da rady za Boga. Trudno sprecyzować co na chwile obecna dolega naszej „Pani zza plota”, ale na pewno serce to nie jest, chociaż ta twierdzi wręcz przeciwnie. Maz chyba ma Alzheimera, psy na pewno sa niewyżyte, bo nikt z nimi na spacery nie chodzi i sobie same wychodzą, skacząc przez plot. Pani Stekowa o sercu swoim nam opowiada, ale ostatnio widziałam ja w okolicy jak pod wymagajaca gorke dziarskim krokiem brnela, docelowo udając się do naszego „osiedlowego” Lidla. Była godzina druga po południu, zar się z nieba lal. Na tym pochylym chodniku bylam ja, dziarska trzydziestka i Pani Stekowa sunaca zwawo i stanowczo…z tym swoim „chorym sercem”.

Wywialo nas wczoraj, poplatalo galezie naszych drzew. Polny konik o rozmiarach mutanta w końcu się wyniosl z mojego drzewka oliwnego. Lotr i glodomor tak mi liscie oskubal, ze z czterech opasłych oliwek zostały mi się tylko trzy. 

A dziś, w drodze z warzywniaka jak nie lunie. Sciana deszczu przyslonila widok na wyspe Thodorou. Morze z szarego przeszlo w kolor mleczny, a linia horyzontu dostala grafitowego odcienia. 

Zaszylysmy się w domu. Spiace i glodne. Ja i moja corka. A na glownej drodze zbierającej wszystkie strumienie z przylegających wąskich uliczek odbywalo się sprzątanie po lecie. Deszczowka zaprawiona glina tutejszej ziemi wartko splywala, niosąc liscie i zlobiac i tak już wyzlobione ulice i ich przykraweznikowe części. 

Przede mna, dzis już nie arbuzy wiozla ciezarowka a drwa na opal. Ach, zaraz będą się unosic zapachy z kreteńskich kominkow.