Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Saturday 29 September 2012

Dziedziczka na Limanach



Szybko!  Butelka, smoczek, czapka, kocyk i wychodzimy. Spacer i wyjście na ten spacer z dzieckiem dwumiesięcznym to jest wyzwanie. Makijaz? Jaki makijaż? Pierwsza lepsza spodnica na dupe, przewiewna bluzka niezbyt napieta na plecach co by przy przenoszeniu całego bagażu: torby z dobytkiem i wozka , nie popekala w szwach. 

Wyszlysmy! Uff! 

Pozno już jest, ale slonce jeszcze do nas mruga.

Rano wciąż jeszcze za dużo tych promieni i dziedziczka, po ostatnim przyrumienieniu, w godzinach przedpołudniowych i wczesno lunczowych pozostaje w domu. 

Wyjscie odbywa się zawsze przy opracowanej wcześniej strategii. Trzeba się wstrzelić w ten moment, ze glodna już nie jest, kupka zrobiona, a na malej twarzyczce panuje względny spokoj. Inaczej nigdy się człowiek nie uwolni od blednego kola: cyc, siusiu, kupka, znowu cyc bo już minely 2 godziny i znowu zglodnialysmy. 

Na Limany (bo tak spolszczona, zreszta malo zgrabnie, nazwa odnosi się do greckiej Limani/ Λιμλάνη – zatoki), na starowke mamy niecale 15 minut samochodem. Rzut beretem jeśli nie ma zbytniego ruchu. 

Mialysmy jechać do lasu przy Swietych Apostolach, ale pora posiłku nam się przeciagnela, a w miedzy czasie slonce już szybko zaczelo zachodzić. Godzina 19:00 to juz nie na spacer na lonie natury. Stad wybor padl na wenecko-tureckie zabudowania zatoki. 

Wszystkie restauracje ustawione frontem do latarni wciąż jeszcze probuja ciagnac pelna para. Przed kazda stoi naganiacz i opowiada historie niestworzone, albo po prostu zaprasza do srodka. W jednej gra sympatyczna grecka muzyka, w tej drugiej obok probuje ja zaglusic stary dobry hit „ Voulez vous couchez avec moi!”. 

Zaraz za rogiem, na winklu morskiego muzeum siedzi sobie pani, o bardzo ciemnym kolorze skory, co w Ameryce by się nazwalo Afro-Amerykanskiego pochodzenia i reklamuje plecenie warkoczy. Tuz obok para dzieci, cygańskich, spiewa po grecku w rytm akordeonu i bębenka. Calkiem niezle im to idzie, musze przyznać. 

Dziecko mi nie spi. Przymknela oczy na kwadrans i się wyspala. Teraz, az się wyrywa z ciekawości co tam się dzieje, ale jej glebokie siedzenie wozka przyslania perspektywy.
Na lawkach siedza babcie i dziadkowie. Licze i się uśmiecham. Szesc babc i dwóch dziadkow zajmuja tylko dwie lawki. Pokurczeni, ubrani na czarno, na tych dwoch lawkach wygladaja groteskowo i przytulnie. Babcie cos mrucza, ale dziadek ma donośny glos i przechodząc słyszymy, ze go telewizja nie bawi, bo jak tyko siada przed telewizorem to od razu usypia. 

Zawracamy. Leci dwóch dziadkow. Jeden czestuje drugiego smacznymi greckimi sucharami. 

Do wozka zagladaja babcie i krzycza „Kukla, kukla”(κούκλα – z grec. „Lalka”, jeden z najbardziej popularnych greckich komplementów, w ramach rozsądku składany urodziwym kobietom, w ramach braku rozsądku, często składany paniom o zbytniej tuszy i bardzo przeciętnej urodzie – chyba tak na pocieszenie, żeby los oszukać!...tu się sama do siebie smieje!) 

Dobija dziewiata. Ewakuujemy się rześkim krokiem do samochodu. Wszystkie manewry wozkiem wychodzą nam bardzo profesjonalnie i beba jest spokojna. Tylko w oku czai się zapowiedz późniejszego radaru. Tak…to już po godzinie kiedy powinnysmy zakonczyc kapiel.

Jutro tez podejmiemy probe spaceru! 

Kalinihta!

Monday 24 September 2012

U Stavrosa i Apostolow



Koniec wrzesnia to juz na dobre jesien, krótsze dni i chlodne wieczory. Takie Polskie lato, jak to mawia mój tata. 

Mi po lecie pozostal niedosyt. W tym roku nie nacieszyłam się sierpniowym szaleństwem plaz, przesiadywaniem nad szklanka zmrozonego piwa czy ouzo szurając golymi stopami po rozpalonym piasku. Serce mi się rwalo, żeby dac nura, ale zdrowy rozsadek wzial gore.
Pewnie dlatego z takim entuzjazmem od dwóch dni powolutku przypominam sobie dotyk morskiej fali. Żeby jeszcze wyrwac trochę tego lata, żeby jeszcze nie wbijac się w kryte buty czy dżinsy (wbijac dosłownie w moim obecnym przypadku!) 

Plaze jednak nie sa już takie wesole i gwarne. To czas dla tych, którzy szukają wyciszenia i ucieczki od tlumow. 

Przyjezdzam na Stavros. Wieje. Ostatnio, w te wrześniowe dni, poznym popołudniem, ciagle tak zacina. Lezaki równo ustawione stoja na baczność. Samotnie tak stoja. W przybrzeżnych tawernach pustki lub niedobitki w postaci glownie par – tych po trzydziestce i po podwojnej trzydziestce. Ujmujac rzecz krotko, to mam widok albo na emerytow albo na last minutersow. Troche Polakow sie kreci, bo zaraz za rogiem gosci ich juz od wielu lat przytulny hotelik Katerina. Woda za to wciąż przemile ciepla. I tylko te cholerne male rybki kasaja co jakiś czas. Jakas plaga w tym roku. Pod inne lata nie pamiętam, żeby były tak aktywne. 
Stavros pod koniec wrzesnia
 Jade na Agoi Apostoloi. Zjezdzam z polwyspu, przejezdzam centrum. W miescie wciąż jeszcze czuje się pozostalosci letnich korkow i drogowego zamieszania. Rent a Car to tu , to tam. 

O dziwo nie ma gdzie zaparkować, ale samochody wyłącznie na lokalnych numerach. Na plazy sami dopi (ντόπιοι ), miejscowi. W morzu glownie starsze panie i kasajace ryby, o czym sie bolesnie przekonuje. Lezaki puste. Na wolnej przestrzeni piaskowej niedbale rzucone reczniki. Nikt nie będzie się zasiadywal. O tej porze pływanie to nie ulga dla rozpalonego ciala, ale styl zycia, cos dla zdrowia. Tyle samochodow, ale ludzi na plazy garsta. Wiekszosc spaceruje, uprawia jogging, gra w siatkowke. 

Agioi Apostoloi

No coz, odeszlo kolejne lato. Troche smutno, trochę nostalgicznie. Samotnie tez. 

Wednesday 19 September 2012

Krystalicznie czysto


Pierwszy wrzesniowy deszcz mamy juz za soba. Gruba mokra sciana walaca o popekana ziemie. 

Na początku była czarna chmura rozciagajaca się nad wyspa Thodorou, która stopniowo zaczela przyjmować kształt szarych sopli. Szare sople podplynely blisko, zawiało, zgielo oliwkowe liscie, podniosło kurz i jak nie lunie. 

Odparowal zaduch a w nozdrza wbil się intensywny zapach skropionej, od miesięcy suchej, ziemi. 

Widok na pierwsza jesienna burze

Przyszedł czas udeptywania winogron. Znalazlam dziś w temacie mala ciekawostke. Maly recznie robiony nożyk, którym podcina i scina się winogrona na Santorini (wyśmienite wino…wulkaniczne) to tzw. Feredini (Φερεντίνι). Udeptywali ci co pryskali, bo te pozostawione same sobą wyschly na rodzynki zanim jeszcze przyszedł czas zrywania. 
 
Rozpoczela się pierwsza tura pomarańczy. To te, które maja uboga aparycje z zielonymi plamami i zolknaca cienka skorka. Sa miękkie i średnio nadaja się do jedzenia, ale sok z nich to rozkosz dla podniebienia spragnionego autentycznej witaminy C.  

Jesienne pomarancze

Pojawily się tez owoce granatu. Trzeba się spieszyć przy ich zbiorach, bo szybko staja się ptasim lupem. Zanim spadna, zglodniale ptaszyska rozbierają nabrzmiałe „bomby” i wydziobują słodko-kwasne ziarenka. 

Granaty, ktore ocalaly

Wieczorem po plecach ciagnie, wilgoc wyziębia skore. To jeszcze nie ten przeszywający, atakujący kosci chlod wilgoci. Poki co chlodek przylepia się do skory, ale z szalami trzeba się po lecie przeprosić. 

I tak siedze na werandzie, pozno się już zrobilo. W oddali swiatla miasta. Popijam moje piwo, zagryzam migdałami, delektuje się samotnoscia.

Friday 14 September 2012

40 dni minelo…


Na poczatku byly greckie zabobony –przesady, ze takiego niemowlaka to na oczy innych nie wystawia sie do 40 dni po narodzinach. 

Potem się okazało, ze Pani pediatra, z punktu medycznego (choć podejrzewam, ze rowniez z kosciolem i starymi greckimi wierzeniami w szranki nie chce wchodzić) potwierdzila, ze taki dzidziuś to lepiej niech sobie tylko pod okiem mamusi i tatusia podrośnie przez te 40 dni. 

I duchowo i naukowo przekonywano nas, ze ta magiczna czterdziecha dziecko nam odmieni. 

Bywa, ze przesądni jesteśmy (a w Grecji trudno nie być), Pani pediatra tez zdobyla nasze zaufanie i przetrzymaliśmy dziedziczke jak nam serce i rady mowily. 

Cos w tym jest. Pewnie strach tez jest, ze jak ci się dziecko dobrze chowa, to po co los kusic? Potem się problem pojawia jak te ochronne dni mina i powoli trza do ludzi, a tu się człowiek przyzwyczail do zony bezpieczeństwa w której krąza tylko znane i okiełznane bakterie, a nie jakies tam obce oddechy i bakteryjne intruzy. 

Ten miesiąc z ogonkiem to jednak dziwny i wrażliwy czas.  My się oswajamy z bebą, ona się oswaja z otaczającym ja swiatem. I rosnie, i je więcej, i robi się taka konkretna (w sensie cielesnym, no bo jeszcze nie werbalnym), ze czuc jak się ja bierze na rece. 

Az tu nagle stuknela „czterdziestka” i poszliśmy na kontrole. Dziedziczka spokojna i średnio ruchliwa do momentu kiedy jej nie zdjęto pampersa. Wtedy się zdenerwowala i jak to u niej w nerwach w zwyczaju, obsikala Pani doktor kozetke bardzo sporym strumieniem. Potem już się nie hamowala i zaczela krzyczeć na całego, a racje miała, bo glodna była. Wsunela porcje cieszaca oko rodzicow i zasnela snem.

A jak tak spala to po tych długich tygodniach pierwszy raz odwazylismy się na kawe nad zatoka. 

Wieczorem zas mielismy wizyte w naszym Chalepianskim kościele. Dziedziczka, tak na wszelki wypadek, dla odpędzenia złych mocy, została oddana w rece naszego dzielnicowego popa, na male blogoslawienstwo. 

Pierwsza jazda z mama i pierwsze mocowanie samochodowego fotelika. Zanim doszlysmy do bram kościoła, z wrazenia, z przesadnej koncentracji, z wysiłku pot skapywał mi z każdej części ciala – nawet z lydek ( a każdy wie, ze na lydkach to trudno się zgrzać). 

Potem były sławne w Grecji wszędobylskie schody. Podnosilysmy, opuszczalysmy wozek, taka „swieta gimnastyka”. Dziecko spalo, wyjątkowo zdecydowalo się na smoczek i bez lez oddalo się w rece proboszcza. A ten, facet młody i dziarski, zwinnym ruchem i krokiem przejal mala z rak mamy i powedrowal do ołtarza. Wiadomo, ze w prawosławiu, za ikonostas, panie, damy, kobiety ogolnie, wstep maja zabroniony. Tak się jakos przyjelo, w wielu kulturach i religiach z mniejszym lub większym natężeniem, ze kobieta to „stworzenie” nie czyste. Az mi dech zaparlo kiedy pop z mala zniknal za ikonostasem. Szkoda, ze spala, bo to pewnie pierwsza i ostatnia okazja, żeby sobie pozagladac za cerkiewna kurtyne. 

Modly zostały odprawione, mama przed ołtarzem odebrala dziecko z rak popa, a potem z ulga, ale tez na wszelki wypadek z chroniącym okiem dyndającym na dachu wozka, ruszylysmy Chalepianskimi uliczkami na przygodę.

Piekny to był wieczor.