Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Friday 23 November 2012

Czary mary i zle oko



Jak w morde strzelil to musi byc Mati.

Mati (grec. Μάτι) to ta zla energia, bla bla gdzies z oddali tych, którzy ci „dobrze zycza”. 

Ostatnio glowe mam jak garnek dobrze ubitych ziemniakow. Duzo, bezladnych myśli o wszystkim i o niczym. Skupienie na poziomie minusowym. Ciezka glowa, ołowiane ramiona. Kropla oliwy znika w otchłani szklanki z woda. Jestes matiazmeni, ktoś cie obdarowal tym „laskawym” okiem. Przyda się dobre xematiazma. Rozdzwonia się telefony po kraju: do cioci na Lesvos, do kuzynki sąsiadki mieszkającej w Atenach. Ftu, ftu, ftu, będą pluly staruszki i wymachiwachly znak krzyza w powietrzu. 

Ostatni bilans strat i strat wygląda tak:
1/ O godzinie szóstej nad ranem, kiedy to wlasnie wstawal blady swit, od wlaczenia klimatyzacji w salonie, padly korki w całym domu
2/ Od wczoraj nie działa nam satelita
3/ Baby radio czka
4/ W dzwiach od toalety wypadl zamek i pokazal czesc o która go nie podejrzewaliśmy: kawdratowy, ostry kawal metalu
5/ Doniczka przy garażu nie jest już okragla. Na zawsze stracila swój beczkowy kształt po spotkaniu ze zderzakie.

Hitem natomiast stala się historia z lustrem. Przylepione do szafki łazienkowej, dobry kawal szkla, spadlo sobie po kilku godzinach od przylepienia…i chwala Bogu zatrzymalo się w swoim locie na umywalce! 

Prawda jest taka, ze od akcji z pieskiem, mamy na pieńku z Pania Stekowa. Piesek sąsiadki jak spacerowal po nie swoich wlosciach tak czyni to nadal, upiekrzajac okolice przyniesionymi ze śmietnika tackami z resztkami, jak na jego gust, wyśmienitego jedzenia.

Stad od niedawna Pani Stekowa dla dziedziczki to Baba Jaga, która w każdej chwili może rzucic czary jeśli dziedziczka będzie się darla bez końca. 

Wracajac do tematu smieci, to ostatnio jest bardzo smierdzaco. Dobrze, ze temperatura spadla, bo te rosnące góry smieci chyba tylko muchom, bezdomnym kotom i psom przypadly do gustu. Strajkuja smieciarze! Rzecz calkiem na porządku dziennym tu u nas (sic!), tylko termin strajku jakiś nietypowy. Rutynowo góry plastikowych torebek zdobia ulice albo w sierpniu (przypominam – czas najgorszych upalow), albo na swieta Bozego Narodzenia (taki dar swiateczny!). 

A tak poza tym to jak nie leje, wciąż można wyjść na werandę. No i jest tak zielono, bo gole placki ziemi ozdabia wszedobylska, dzika koniczyna. 

A…i zaczynają się zbiory oliwek, tłoczenie i już niedługo swieza oliwa wjedzie na stol.

Wednesday 14 November 2012

Mozna



Co można zima robic na wyspie?

Moza na przykład muchy lapac, jesli jest tak cieplo jak w tym roku. Można się pokapac w morzu i poopalać kryjąc za jakims większym kamieniem, który chronić będzie od chłodnych już wiatrow. 

Można tez naduzyc konsumpcji greckich ciast i ciasteczek, zakupionych w południe w pobliskiej cukierni , powiedzmy czekoladowo-kremowkowych, rozpływających się wczesnym wieczorem po naszym podniebieniu (mało, kto wie, ze w Grecji maja swietne słodycze…powiedziałabym, ze na chwile obecna znacznie lepsze czekolady od naszego przechodzonego Wedla. Może to kwestia indywidualnego podejścia do wyrobow, rodzinnych biznesow, a nie masowej produkcji poczciwej kostki czekolady?). 

Jak się ma dziecko w domu to można tez bez końca spacerować, żeby uspokoić skołatane nerwy i utulic „wsciekle” niemowlę choć na te skromne 30 minut. No i dac odpocząć wiecznie przygarbionym  plecom.  

Nie wiem, na dzieciach sie nie znam. Mam jedno i zastanawiam się jak można mieć pięcioro i nie zawariowac. 

Moje na przykład nie jest zainteresowane przedpopoludniowa, popoludniowa i jakakolwiek drzemka. Slowo SJESTA nie funkcjonuje u nas w słowniku. 

Zamykamy oczy tylko wtedy kiedy matka Chalepianka wystawia wozek-czolg na zewnątrz i z werwa zaczyna pchac po kamieniach, z gorki i pod gorke. 

Ostatnio miedzy łopatkami mi trzeszczy i średnio mam ochote zapakowywac i rozpakowywać caly ten majdan związany z przemieszczaniem się z kilkumiesięcznym bobasem. Zwiedzamy wiec nasza domowa okolice. Same. 

O godzinie trzeciej po południu każdy szanujący się Grek w Chania, wlasnie drzemie. Rzadko mija nas jakiś samochod. Idziemy srodkiem ulicy, miedzy scianami i sciankami ciągnących się wzdłuż drogi parkanow. Tak to jest, jak się ludziom pozwolisz panoszyć to później trudno im zabrać to co w wyniku panoszenia zyskali. Stad brak chodnikow, a sąsiedzi zyskali te kilka centymentrow cementu na zbudowanie ogrodzenia. Szkaradnie to wygląda, ale sama pomysłu nie mam jakby się to moglo zmienić. Ten element cywilizacji (chodniki, porządne!) chyba będzie trudny do odzyskania w greckiej rzeczywistości. 

Zawsze jak spaceruje nie mogę sobie tego bolesnego tematu chodnikow darować. Coz, w tym temacie zawsze już pozostanę monotematycznie-nudna.  I feministycznie-obronnie nastawiona, bo z pewnoscia sprawy wyglądałyby korzystniej, gdyby taki, jeden pan z drugim, mieli codziennie po tych drogach spacerować z wozkiem…albo na wozku!

Posuwamy się dziarskim krokiem, wiatr we włosach i po policzkach smiga. Schodzimy ze wzgórza i odbijamy w prawo, w strone morza. Male domki, zlepki, przylepki. Klocki jak ze swiata liliputów. Przykurczone, poprzytulane jeden do drugiego. Mijamy zatoke „rogalik”, gdzie starsze panie mocza się i opalają, a nad tym naturalnym basenem króluje wybielony kosciolek i balkony domu starcow. 

Asfalt gladki, jedzie się jak po lodzie. Widok zatyka dech w piersiach, tylko, a tu złomowisko razi , a tu smrod wyrabianych skor drapie nas w nozdrza. Staczamy się z kolejnej pionowej gorki i wchodzimy w teren Tabakaria. Szare, betonowe i kamienne domy. Czesc zamieszkana, czesc straszy pustymi oknami za którymi widać morze. Waska, kreta uliczke blokuje labrador bawiący się groźnie wygladajaca czarna szmata. Mija nas grubas z papierosem i kiedy dochodzimy do parku, on już tam siedzi i wietrzy sobie stopy, a jego rozklapciane buty stoja obok. 

Z parku już blisko na Kum-Kapi. Kawiarnie wyludnione, w morzu „zlot emerytow”. Popoludnie to mało towarzyska pora w tych rejonach. 

Zawracamy, bo szybko się sciemnia i wieczorna wilgoc piesci po plecach. Spokoj myśli zakloca szczekanie psów. Koty glowy sobie nie zawracają robieniem halasu. Grzebią po śmietnikach, albo korzystają jeszcze z resztek popołudniowego slonca.

Oj po takim spacerze ciężko wchodzi się pod chalepianska gorke.

Wednesday 7 November 2012

Matka Chalepianka i cztery pory roku



Dalia

Ostatnio duzo mysle, malo pisze. Dni leca jak szalone. 

Rano wychodzę na ogrodek. Bose stopy wycierają kurz z cieplych kamieni. Wieczorem w koszuli zasiadam na werandzie. 

Czy to już jesien? Slonce wciąż mocno grzeje, kwiaty kwitna. W szafie jeszcze letnio-wiosenne ubrania gdzieniegdzie poprzetykane grubszym sweterkiem.
  
Jeszcze za cieplo, żeby ubrać się w skarpetki. 

W domu panuje przytulna atmosfera a w końcu zrobiony dach tlumi chlod wieczornego wiatru. 

W garażu zamieszkala Bella ze swoim nowym potomstwem sztuk dwie. Za dnia mama kotka ze swoimi dorastającymi kociętami zasiada leniwie pod naszym starym drzewem oliwnym. Rozklada się z lekko przymrużonymi oczyma, dzieci kreca się wokół jej osi. Nic ich nie obchodzi, ze obserwujemy je z okna sypialni. 

W takim cieple muchy szaleją z radości. Cuchnące dżdżownice zwijają się na scianach, a co poniektóre przedostawszy się do srodka, spoczywają w rogu salonu. Mrowki upodobaly sobie nasze lazienkowe kafelki i co rano wspólnie bierzemy kapiel. 

W te dni odpuszczam sobie moja telewizyjna namietnosc – wiadomości.  Wciagnal mnie swiat kupek, smoczkow i bajek Brzechwy. Powoli zegnamy się ze swiatem sterylizacji. Dziedziczka wpycha sobie do buzi, co popadnie, a każdy wie, ze całego swiata nie da się wysterylizować w malym, plastikowym pojemniku. 

Smaki na dziś to jogurt pomarańczowy z kawałkami kasztanow i cynamonem. Kawa rozpuszczalna z platkami suszonej pomaranczy, cynamonem i zmielonymi na drobny pyl orzechami z cukrem. 

O tej porze zawsze na stole goszczą granaty i kiwi. 

Już tak blisko do swiat. Mysli kraza wokół wydarzen mijającego roku. Zaczynam maly bilans „zyskow i strat”. 

W grudniu będzie 8 lat kiedy postanowiłam zalozyc dom na wyspie… i z 70 kilogramami bagażu wyfrunęłam na południe.