Wiosna to bardzo seksowna pora na Krecie. Pszczoly wisza doslownie na
kazdym zoltym polnym kwiatku i uwijaja sie w procesie zapladniania. Tym pszczolom podobaja
sie tez przepysznie pachnace drzewka upstrzone bordo kwiatkami, ktorych platki
to drobne antenki poprzypinane do podluznej paleczki.
Paleta kolorow vel butla zapachow wylewa sie z kazdego ogrodka. Okragle,
sute roze obnazaja sie i popisuja swoim dostojenstwem i erotyzmem. Zwlaszcza te
w krwistych odcieniach, buchajace aromatami, kusza platkami, chcialoby sie rzec
zgodnie z dzisiejszymi trendami mody, napomponowanymi porzadna dawka silikonu. Drzewka
oliwkowe oszalaly od ciezkich pakow nadajacych glebokiej zieleni oliwkowych lisci pistacjowy odcien.
Ziemia pachnie ta wiosenna wilgocia, ktora przypomina nam juz o zblizajacym
sie lecie wysuszajacym kazda grudke. Od wczesnych godzin porannych, slonce pada
pod tym katem tylko charakterystycznym dla wakacyjnej aury. Odslaniasz zaslonki
i sloneczne promienie pukaja do okna, z plamkami cienia przesuwajacymi sie w
trakcie dnia.
Koncowka kwietnia i caly maj to barwna pora na Krecie. Kwitnie wszystko w
takim nagromadzeniu, ze czlowiek nie ogarnia golym okiem wszystkich detali,
ktore serwuje mu natura. Mozna dostac zawrotu glowy od tego bogactwa. A trzeba
sie nim cieszyc, dotykac i wachac. Za chwile bedzie cieplej i cieplej. Cieple
dni beda tylko cieplymi. Do pazdziernika moze sie juz nie pojawic odswiezajaca
kropla deszczu. Dzieki wysokim szczytom Bialych Gor, na szczescie w Chania nie
narzekamy na brak wody, pomimo utrzymujacych sie tygodniami upalow.
W tak pieknych okolicznosciach przyrody, postanowilismy sobie zaserwowac
podwojna dawke widokow, zapachow i smakow w niedzielne przedpoludnie. Dzis
slonce pokazuje sie z checia juz ok. 6 rano i ogrzewajac mury naszej sypialni podrywa
nas do dziennego „tanca” we wczesniejszych godzinach niz to mialo miejsce
zimowa pora. Mamy czas, zanim zajdzie, powisi na niebie do 20:00.
Ruszylismy w gory do sielankowego miejsca z taverna i parkiem botanicznym,
ktory wsrod kretych piaskowych sciezek oferuje zmasowana przygode z natura. Po
takim spacerku mozna sobie naocznie uswiadomic blogoslawienstwo jakim zostala
obdarzona Kretenska ziemia przyswajajaca oszalamiajace bogactwo odmian
tropikalnych roslin, drzew owocowych i przypraw,
ktore, wciaz z wyjatkami, dzieki swoim wyrafinowanym aromatom trafily na gorne
polki wyspecjalizowanych sklepow zielarskich i bardziej skomercjalizowanych
linii „Kuchnie Swiata”.
Taverna przestronna z weranda oferujaca widowisko na stoki pelne drzew
oliwnych. Jestesmy troche wysoko nad poziomem morza i pomimo prazacego slonca,
milo chlodzi nas wiaterek dochodzacy z wyzszych szczytow wciaz pokrytych plamami
sniegu.
Decyzja krotka i konkretna, najpierw lunch, potem voyage po parku. Jedzenie
swieze, menu „ludowe” ale z wykwintnymi akcentami. Oddajemy sie wczesno
poludniowej rozpuscie, odstepujac tylko od napojow procentowych ze wzgledu na
czekajaca nas wedrowke po kretych sciezkach usytulowanych pod pewnym meczacym
nachyleniem.
Zamawiamy talerz wedzonych oliwek zapiekanych w sosie pomidorowym i placek
nadziewany koprem. Glowne dania to mieso z grilla, kurczak i wieprzowina,
soczyste i rozsiewajace zapachy rozmarynu wraz z oregano prosto z „botanicznego
ogrodka”. Zamias salatki sider w postaci
miksu avokado i lekko zapieczonego kawalka slodkiej pomaranczy.
A potem z kijkiem w reku ruszylismy w droge, trawiac i podziwiajac..
Sekcje drzew tropikalnych z bananowcami i smuklymi palmami, ktore
przetrwaja najazd wszelkiej zarazy z Afryki. Odurzeni chwytalismy bambusy,
muskalismy lawende, galazki przyprawy curry, miete, oregano i slawny Kretenski
dictamos – przyprawe milosci. Lapalismy oddech pod drzewami brzoskwiniowymi,
pokrytymi meszkiem kwitnacymi migdalami, nektarynkami. Roze herbaciane, biale,
czerwone. Drzewek pomaranczowych cale aleje. A potem male zejscie do brunatnego
jeziorka, gdzie brzuchem po tafli szorowal dziwny bezowy ptak. Usiadl i zaczal
sie krecic jak maly bezowy pingwin.
Dotarlismy do zoologicznej doliny, z kaczkami, pawiami i strusiem, ktory po
wydeptanej sciezce biegal w te i z powrotem, nie wygladajac wcale na zwierze
sympatyczne. Do dzikich swin juz nie zboczylismy z trasy. Bylo nam cieplo,
czubek glowy palil. Powietrze stalo, a
na drodze stal nam indyk. Najezony i brzydki z tym swoim czerwonym zwisajacym
nosem. Chyba porzuce na zawsze konsumpcje indyka, tak mi estetycznie jego
aparycja nie przypadla do gustu.
Ostatnie podejscie pod gorke, krotka serpentyna i ponownie znalezlismy sie na tarasie znanej
nam taverny.
Zakupilismy symboliczna torebke lisci laurowych, a potem szybko do
samochodu udalismy sie na popoludniowa sjeste.
..ach ta wiosna!
Zdjecia z dzisiejszej wedrowki to dzielo tego Pana NACISNIJ I ZOBACZ
wedzone oliwki w sosie pomidorowym |
Zawsze sluszna Kretenska porcja - stek wieprzowy |
Ach te egzotyczne palmy! |
Paki, paki, paki |
Diktamos |