Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Sunday 29 April 2012

Odlotowa wiosna na Krecie


Wiosna to bardzo seksowna pora na Krecie. Pszczoly wisza doslownie na kazdym zoltym polnym kwiatku i uwijaja sie w  procesie zapladniania. Tym pszczolom podobaja sie tez przepysznie pachnace drzewka upstrzone bordo kwiatkami, ktorych platki to drobne antenki poprzypinane do podluznej paleczki. 

Paleta kolorow vel butla zapachow wylewa sie z kazdego ogrodka. Okragle, sute roze obnazaja sie i popisuja swoim dostojenstwem i erotyzmem. Zwlaszcza te w krwistych odcieniach, buchajace aromatami, kusza platkami, chcialoby sie rzec zgodnie z dzisiejszymi trendami mody, napomponowanymi porzadna dawka silikonu. Drzewka oliwkowe oszalaly od ciezkich pakow nadajacych glebokiej  zieleni oliwkowych lisci pistacjowy odcien. 

Ziemia pachnie ta wiosenna wilgocia, ktora przypomina nam juz o zblizajacym sie lecie wysuszajacym kazda grudke. Od wczesnych godzin porannych, slonce pada pod tym katem tylko charakterystycznym dla wakacyjnej aury. Odslaniasz zaslonki i sloneczne promienie pukaja do okna, z plamkami cienia przesuwajacymi sie w trakcie dnia. 

Koncowka kwietnia i caly maj to barwna pora na Krecie. Kwitnie wszystko w takim nagromadzeniu, ze czlowiek nie ogarnia golym okiem wszystkich detali, ktore serwuje mu natura. Mozna dostac zawrotu glowy od tego bogactwa. A trzeba sie nim cieszyc, dotykac i wachac. Za chwile bedzie cieplej i cieplej. Cieple dni beda tylko cieplymi. Do pazdziernika moze sie juz nie pojawic odswiezajaca kropla deszczu. Dzieki wysokim szczytom Bialych Gor, na szczescie w Chania nie narzekamy na brak wody, pomimo utrzymujacych sie tygodniami upalow. 

W tak pieknych okolicznosciach przyrody, postanowilismy sobie zaserwowac podwojna dawke widokow, zapachow i smakow w niedzielne przedpoludnie. Dzis slonce pokazuje sie z checia juz ok. 6 rano i ogrzewajac mury naszej sypialni podrywa nas do dziennego „tanca” we wczesniejszych godzinach niz to mialo miejsce zimowa pora. Mamy czas, zanim zajdzie, powisi na niebie do 20:00. 

Ruszylismy w gory do sielankowego miejsca z taverna i parkiem botanicznym, ktory wsrod kretych piaskowych sciezek oferuje zmasowana przygode z natura. Po takim spacerku mozna sobie naocznie uswiadomic blogoslawienstwo jakim zostala obdarzona Kretenska ziemia przyswajajaca oszalamiajace bogactwo odmian tropikalnych roslin, drzew owocowych i  przypraw, ktore, wciaz z wyjatkami, dzieki swoim wyrafinowanym aromatom trafily na gorne polki wyspecjalizowanych sklepow zielarskich i bardziej skomercjalizowanych linii „Kuchnie Swiata”.  

Taverna przestronna z weranda oferujaca widowisko na stoki pelne drzew oliwnych. Jestesmy troche wysoko nad poziomem morza i pomimo prazacego slonca, milo chlodzi nas wiaterek dochodzacy z wyzszych szczytow wciaz pokrytych plamami sniegu. 

Decyzja krotka i konkretna, najpierw lunch, potem voyage po parku. Jedzenie swieze, menu „ludowe” ale z wykwintnymi akcentami. Oddajemy sie wczesno poludniowej rozpuscie, odstepujac tylko od napojow procentowych ze wzgledu na czekajaca nas wedrowke po kretych sciezkach usytulowanych pod pewnym meczacym nachyleniem. 

Zamawiamy talerz wedzonych oliwek zapiekanych w sosie pomidorowym i placek nadziewany koprem. Glowne dania to mieso z grilla, kurczak i wieprzowina, soczyste i rozsiewajace zapachy rozmarynu wraz z oregano prosto z „botanicznego ogrodka”.  Zamias salatki sider w postaci miksu avokado i lekko zapieczonego kawalka slodkiej pomaranczy. 

A potem z kijkiem w reku ruszylismy w droge, trawiac i podziwiajac..

Sekcje drzew tropikalnych z bananowcami i smuklymi palmami, ktore przetrwaja najazd wszelkiej zarazy z Afryki. Odurzeni chwytalismy bambusy, muskalismy lawende, galazki przyprawy curry, miete, oregano i slawny Kretenski dictamos – przyprawe milosci. Lapalismy oddech pod drzewami brzoskwiniowymi, pokrytymi meszkiem kwitnacymi migdalami, nektarynkami. Roze herbaciane, biale, czerwone. Drzewek pomaranczowych cale aleje. A potem male zejscie do brunatnego jeziorka, gdzie brzuchem po tafli szorowal dziwny bezowy ptak. Usiadl i zaczal sie krecic jak maly bezowy pingwin. 

Dotarlismy do zoologicznej doliny, z kaczkami, pawiami i strusiem, ktory po wydeptanej sciezce biegal w te i z powrotem, nie wygladajac wcale na zwierze sympatyczne. Do dzikich swin juz nie zboczylismy z trasy. Bylo nam cieplo, czubek glowy palil.  Powietrze stalo, a na drodze stal nam indyk. Najezony i brzydki z tym swoim czerwonym zwisajacym nosem. Chyba porzuce na zawsze konsumpcje indyka, tak mi estetycznie jego aparycja nie przypadla do gustu. 

Ostatnie podejscie pod gorke, krotka serpentyna i  ponownie znalezlismy sie na tarasie znanej nam taverny. 

Zakupilismy symboliczna torebke lisci laurowych, a potem szybko do samochodu udalismy sie na popoludniowa sjeste. 

..ach ta wiosna!

 Zdjecia z dzisiejszej wedrowki to dzielo tego Pana NACISNIJ I ZOBACZ

wedzone oliwki w sosie pomidorowym

Zawsze sluszna Kretenska porcja - stek wieprzowy


Ach te egzotyczne palmy!

Paki, paki, paki
Diktamos

Monday 16 April 2012

“Wielki Weekend” - Anastasi i Pieczony Baran


Tak wczoraj zaczelam pisac...

„Niedziela Wielkanocna. Godzina 21.00. Leze na kanapie i wszelkimi silami natury probuje utrzymac powieki w pozycji otwartej. Detka.  Ziemia do kwiatow, to ja na dzien dzisiejszy. Nawet mi sie wstac nie chce, zeby muzyke wlaczyc. Telewizor zofowany. W uszach rozkosznie szumi mi cisza mojego pustego salonu.
Zamykam oczy, wystukuje kilka linijek i biorac gleboki oddech ponownie na chwile przymykam moje styrane soczewki. „...

...po czy zasnelam z pelnym zoladkiem, topiac mysli w bezladnych zdaniach.

Dzisiaj jest juz Poniedzialek i organizm zregenerowal sily na tyle, zeby kontynuowac dzielo blogowania. Na drogach pustki wiec przez wiekszosc dnia przyjemnie bylo sie przemieszczac z punktu A do punktu B. Wiekszosc chyba w domach, albo na wsiach u rodziny. 

Pasha (grec. Πάσχα) to najbardziej podniosle koscielne swieto w greckiej tradycji. 

I jak wszystkie swieta super wazne,Grecka Wielkanoc moze byc bardzo wykanczajaca dla organizmu i kieszeni. 

Po Wielkim Piatku (Μεγάλη Παρασκευή – czyt. Megali Paraskevi), jak wszyscy wiedza jest Wielka Sobota, czas na Anastasi (grec. Ανάσταση, z grec. Zmartwychwstanie). Dzien pracujacy i intensywnie towarzyski dla tych co na urlopie. A urlopuje kto moze, bo i  co zrobic z dziecmi ktore Wielki Tydzien a potem jeszcze jeden tydzien maja wolne od szkolnych obowiazkow. Kto zyw leci kupic lambade. Lambada to dluga swieczka, ktora o polnocy podpalimy w kosciele od swietego ognia z Jerozolimy. Wielki biznes lambadowy kreci sie juz od jakiegos czasu, bo obowiazkiem jest zakupic atrakcyjna swieczke dla chrzesnicy lub chrzesniaka. Takie swieczki w cenie od 10 i w gore euro, to swieczki ciensze lub grubsze a roznia sie generalnie jedynie elementem na nich zawieszonym. Poczynajac od kokardki, uwieszone u szyi lambady prezentuja sie lalki (w duzej przewadze juz od jakiegos czasu „nimfy” i „baletnice” sa w modzie)  maskotki, duperele dekoracyjne typu drewniane serduszko, czy jeden z charakterystycznych symboli greckich, wersja lambady dla chlopcow – maly stateczek tzw. karavaki (po greck. καραβάκι lub po prostu καράβι czyli statek). 

U rzeznika poploch i szal w przebieraniu miedzy miesnymi smakolykami: glownie baranina i miesem kozim. 

Co roku do tego roku ta sama rutyna: poszczenie az do polnocy. O polnocy schodzimy do kosciola, rozdzwaniaja sie dzwony koscielne. Stopniowo otaczaja nas male punkciki rozpalonych swieczek. Na placu stos suchych galezi z ktorych bucha ogien. Nad stosem  na gilotynie wysokosci drugiego pietra dynda Judasz powoli smarzacy sie w buchajacych plomieniach. W powietrzu wiruje popiol z palonych galezi pokrywajac bialymi plamkami czarne plaszcze wiernych i samochody leniuchow, ktorzy zaparkowali jak najblizej wejscia do swiatyni.  

W tym roku, odbieglismy od rodzinnych tradycji. Niestety trzeba bylo isc do pracy . Z racji charakteru mojej, razem z grupa ok 80 turystow tegoroczne Anastasi spedzilam w jaskini Swietego Jana Pustelnika. W wiekszosci kosciolow moment „Zmartwychwstania” nastepuje o 24.00. Nasz jaskiniowy papas zadecydowal, ze bedzie o 23.00. A potem mu sie, pewnie z racji wieku pokrecilo (na karku 85 lat to nie zarty) i juz o 22.15 krzyczal Kali Anastasi (Καλή Ανάσταση). Swieczki powinny sie zapalic w momencie wymawiania Kali Anastasi, ale nasze blyszczaly w mroku jaskini wraz z pojawieniem sie papasa, ktory wszystkich obdarowywal swietym ogniem juz o 22.00.

mala kaplica w duzej jaskiniowej kaplicy w Wielka Sobote

jaskiniowy oltarz i nasz papas w blekitnej szacie

magiczny Wielkanocny moment

Nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Szybko sie zaczelo, szybko skonczylo. 

Spedzanie mszy Wielkanocnej w jaskini na pewno zaliczyc mozna do niecodziennych doswiadczen. 

Po kosciele nastapil uroczysty poczestunek. I pewnie dzieki zmianom godzin przez szalonego papasa, w koncu w tym roku nie spalam nad talerzem zupy i mialam okazje sprobowac tradycyjnej greckiej Wielkanocnej zupy o nazwie Mageritsa (z flaczkami, duza iloscia drobno posiekanej watrobki, zaprawionej jajkiem i salata). Troche jest z tym paprania wiec w domu przewaznie mageritse zastepowala nam lemonosupa  - zupa na kozim lub kurczaczym miesie, z kawalkami miesa, ryzem i swietnie zaprawiona suta dawka soku cytrynowego. 

Mageritsa


Wariactwem jest, ze ledwo co czlowiek po 1 w nocy odchodzi od stolu, juz w niedziele znowu zasiada przy suvli (roznie) i tym razem piecze barana! 

Tlucze sie jaja malowane na czerwono. Wielokrotnie tance i spiewy towarzysza temu greckiemu tradycyjnemu grillowaniu.

czerwony to kolor Greckiej Wielkanocy

Po 40 dniach postu, nastepuje rozpusta. 

Ja tam nie wiem, bo sie tego poszczenia nie trzymam rygorystycznie.

Dobrze jednak, ze w poniedzialek tradycja grecka juz nic o jakimkolwiek jedzeniu nie mowi! 


Friday 13 April 2012

Greckie Paschalne Alleluja – czesc pierwsza “Epitafium”


Poranne cieple, ale ciezkie powietrze Wielkiego Greckiego Piatku przerodzilo sie w mzysty wieczor. Niebo zasnute szarawa plachta i ten zapach wiosennych kropel, ktore przypominaja mi  letnie wycieczki po polskim lesie. Moje dziecinne i wczesno nastoletnie lata w Podkowianskich lasach. Chyba tak to jest, ze wraz ze swietami wracaja do nas obrazki, smaki i zapachy z beztroskich lat.   

O godzinie dziewietnastej powoli usuwa sie z powietrza kurz przyniesiony przez poludniowe wiatry.  Na zakurzonej karoserii samochodow pozostaja sciezki wyrysowane przez te kilka kropel deszczu. 

Od wczoraj na widokowym miejscu  stoi juz koszyczek z tradycjnie po Grecku, czerwonymi gotowanymi jajkami. Niektore maja kolor intensywny, niektore byly bardziej oporne na  farbe i dzisiaj blyszcza pieknym rozem.  

Jemy z moja tesciowa postna kolacje. Zakaz miesnej konsumpcji, az do minuty po polnocy z Wielkiej Soboty na Niedziele. Warzywa, spanakorizo (ryz gotowany ze szpinakiem), fakes (soczewica) w formie postnej, czyli chlupocze w wodzie o lekkim posmaku pomidorow. 

Wiemy, ze do kosciola mamy z gorki. Wbijamy sie w plaskie obuwie i na piechotke podazamy na nasz parafialny Chalepianski placyk. Wychodzimy na rog i raczymy sie kwiatami drzewek cytrynowych naszej sasiadki Pani Stekowej. Zrywamy kilka kwiatkow z dorodnych lemonies (drzewek cytrynowych)  i wsadzamy do kieszeni. Matko, coz to jest za zapach, niech sie wszystkie perfumy swiata schowaja! Takie paczki nawija sie na nitke i umieszcza wokol grobu Jezusa. Ja wsadzam do kieszeni i caly wieczor sciskam w dloni.

Pedzimy do tego grobu jak szalone, bo dzwony daly znac, ze epitafium wyszlo za prog kosciola. Spora grupa ludzi mija nas, my z gorki, oni juz pod gorke. Spanikowane myslimy, ze nas pochod ominal, ale na szczescie to pierwsza grupa wiernych. Ci pierwsi przychodza na poczatek i zostaja do wyprowadzenia grobu. Drudzy, tak jak my, przychodza na sam pochod. Trzeci zostaja do samego konca, aby po pochodzie przejsc pod grobem Jezusa ustawionym wysoko na progu swiatyni. 

Chalepianski pochod trwa okolo godziny. Wezyk ludzi ciagnie sie, jak na Grekow,w zadziwiajaco cichym ogonku za chwiejacym sie ponad glowami, przystrojonym bujnie blado-rozowym kwieciem, grobem Chrystusa. Kopule epitafium oswietlaja swieczki trzymane w rekach doroslych, dzieci i mieszkancow domow, ktorzy wyszli na ganki, balkony, pootwierali okna, drzwi wejsciowe, zeby pozdrowic Chrystusa. 

Idziemy w tym pochodzie, waskimi uliczkami. Robi sie cieplo, bo i wasko i sporo ludzi. 

Bardzo wyciszajace doswiadczenie. 

Nagle epitafium staje na rozstaju drog. Wszyscy cierpliwie czekaja, co poniektorzy rodzice korzystaja z okazji szybkiej fotosesji dla swoich odswietnie ubranych pociech. Spokoj, przyciszone rozmowy. Jak nie Grecja! Wiele osob w wyjsciowych strojach, co mlodsze pokolenie zenskie, tym wyzszy obcas. 

Zaczyna kropic, przestaje. Potem znowu kropi, ale nie chce sie na dobre rozpadac. Powraca ciezkie powietrze. 

Wchodzimy w kolejne waskie uliczki upstrzone bezowymi domami, z duzymi balkonami. Mijamy placyk nad ktorym faluje na prawde imponujaco wysoka palma. A potem juz ostatni zakret i znowu jestesmy przed kosciolem. 

Sucho, zwyczajnej wody sie chce, ale w kiosku nie starczylo butelek. Wiernym gardla od tych psalmow i wedrowek wysuszylo. 

Kupujemy gazowanej pol litra i nie czekajac w kolejce na przywilej przejscia pod grobem, ruszamy w droge powrotna, ciagnac sie tym razem pod Chalepianskie wzgorze.

Jutro kolejny dzien swietowania ze swietym ogniem z Jerozolimy.