Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Sunday 22 July 2012

Stany kanapowe


Zblizamy sie do mety kiedy to chalepianskie progi maja przywitac kolejnego czlonka rodziny ze wzgorza. W drodze od dziewięciu miesięcy jest nasza Chalepianeczka. 

Bycie w dziewiątym miesiącu ciąży, pomimo, ze jest stanem blogoslawionym, w co gleboko wierze, nie wydaje sie az takie blogoslawione kiedy dzień w dzień trzeba dzwigac kangurzy brzuch przy upale ponad trzydziestu stopni celciusza.  

Zakaz ruszania się z domu i zdrowy rosadek trzymają mnie w czterech scianach przez większość dnia. Tlumy na plazach, plany na urlop, lukrowane kremami do opalania ciala, a ja tu z wiatraczkiem na kanapie (chyba się „dziad” przegrzał bo zamiast chlodzic swiszcze mi ciepłym powietrzem koło ucha). W celu ograniczenia efektow lepnych na kanapie wyladowalo przescieradlo sto procent bawełny. 

Siedze, podnoszę się, żeby poprawić zwijajaca się narzute i znowu zasiadam. Potem przenosze się do sypialni, ze szczelnie pozamykanymi oknami i roletami, gdzie huczy „wiatr” z klimatyzatora. Zamykam oczy i udaje, ze spie. Jedna poduszka pod glowa, druga wyprawiam akrobacje, żeby, choć odrobine podnieść obolale stopy nad poziom materaca. Obok lozka na komodzie stoi kolekcja kremow na ociezale, zmeczone nogi. Na tym etapie mogę smialo stwierdzić, ze w kwestii tej przypadlosci przejawiam wiadomości dobrej klasy eksperta. 

Nici z popołudniowej drzemki. Dzisiaj dzień nie na spanie. Co z tego, ze w nocy co dwie godziny pobudka (bez szczegolow, kto przez to przeszedł wie o czym mowa), a bladym switem dwa niewyżyte owczarki sąsiadki Stekowej podniosły taki wrzask, ze udało im się mnie wybudzić na dobre pol godziny. Szczekanie było długie i z nerwem. Przez ten hałas obudzil się kogut z sąsiedztwa i taki koncert piania i szczekania stawial na nogi co wrażliwszych chalepianskich mieszkancow. A potem zapanowala glucha cisza i spokoj do godzin porannych kiedy o godzinie osmej ten sam, a może innych kogut znowu zabral się do roboty budząc tym razem okoliczne cykady. Te natomiast, bez szans, nie zamkna się, az do mroku.  

Dzien dlugi, za goracy. Cale dwa dzbanki wody wypite, kolejny arbuz skrojony. Jeśli mowa o ciążowych smakach to chyba przez cale moje zycie nie zjadłam tylu arbuzow (i  nie lapalam w locie tylu sliskich wrednych arbuzowych pestek)! Dobrze, ze te smaki zgraly się z kreteńskim klimatem, bo zaistniałby by problem, gdyby, na przykład, mojemu „brzuchowemu” dziecku zachciało się dobrych polskich flaczków (sic!).

Tuesday 17 July 2012

Na radarze


Popołudniowa drzemka, mocno zmrozony polksiezyc wisniowego arbuza. Dlugi ostry noz, profesjonalny pojemnik do przechowywania zywnosci. Z pasja tne grube kawaly, wyrywam niedokrojone części i bez pomocy widelca, obejmując cala dlonia wpycham sobie do ust. Reszta idzie do pojemnika na tzw. „potem”. Lekko rozowy sok cieknie po brodzie, rekach, po dekolcie. Blat wygląda jak pobojowisko. Arbuz jest tak podniecająco zimny, ze pewnie, gdyby opetalo mnie szaleństwo i brak klimatyzacji rzucil się na zmysły, zaczelabym przykladac go do czola i wmasowałabym lodowate cząsteczki w żarzące się części ciala.

Za oknem morze paruje. 

Od rana wiszące na balkonie wyprane ciuchy nie zechciały wyschnąć. 

Dziesieciodniowa fala upalow wywolujaca wrazenie, ze ktoś się przesadnie bawi suszarka i dmucha nam bez przerwy cieplym powietrzem w twarz. Upal daje w kosc, mozg, scina z nog.  

Zamykasz oczy, otwierasz oczy i lzy potu leja się po policzkach. Chodzisz z przylepiona do ust szklanka wody. Mokre reczniczki do chłodzenia twarzy, do obrzmiałych nog, do flakowatych rak wisza na każdym krześle i dostępnych krawędziach meblowych.  

Lato to zdecydowany fan czerwonego koloru. Czerwona z przegrzania twarz. Wulkanicznie rozgrzana krew buzujaca pod gabkowa skora. Wisniowo-malinowe arbuzy. Dojrzale nektarynki. Potok małych czerwonych lampek samochodow, które w lipcu i sierpniu zalewają wyspe i wywoluja koszmarne korki, zwłaszcza w godzinach ludzkich temperatur, czyli od 22.00 i tak dalej. 

Miastowe termometry przed polnoca radośnie oglaszaja, ze jest tylko plus trzydzieści. 

Czlowiek z rozdrażnienia ma ochote zdzielić niewydolny wiatraczek, który w niczym nie sluzy pomocą. Do akcji rusza ciezka artyleria – dzięki ci panie za klimatyzacje. 

Jakby to niewdzięcznie nie zabrzmiało, nie zawaham się napisac, ze wieczorna kapiel to już tylko nocne pluskanie. Żadne tam orzeźwienie, a tylko dotyk czegosc mokrego na skorze, bardziej przyjemnego od dotyku własnego potu. 

Ciemna plaza, sine niebo, parujaca woda. Na brzegu wszystkie lezaki zajęte, a wśród nich przemykający i psioczący stroz, który od zachodu slonca nie może się uporac z porządkiem, przeganiając milosnikow nocnych kapieli i jak sam twierdzi, nocnych harców tez.

Saturday 7 July 2012

Gorac sobotniej nocy


Jak donosza media i rzeczywistosc na zewnatrz, od dzis przez kolejne dziesiec dni, bedzie nam towarzyszyć czterdziestostopniowa fala ciepla, czyli stalym mieszkańcom i bywalcom Krety znany καύσωνας (czyt. kawsonas – fala afrykańskiego powietrza). 

Woda z cytrynka, woda bez cytrynki, woda z lodem, bez lodu, pita, wylana na glowe, woda w której można się wykapac, popluskać, nasaczyc recznik i tym gałgankiem obmywać umeczone, podpuchnięte oblicze, nogi, rece.  Generalnie dużo wody dla ochłody i prawidłowego funkcjonowania ciala i narzadow mowy. 

Rozmawiam z turystami, kolegami z pracy i po jakims czasie wszyscy przybierają spiaco-otepiony wyraz twarzy. Albo się nie wyspali przez ten upal, albo się już nim w polowie dnia zmęczyli, albo regenerują sily w pol snie, żeby w okolicy polnocy – nocy srodkowej – ruszyc na wedrowke bez obecności slonca. 

W takim upale wszyscy glupieja. Ksiezyc nagle spomaranczowial. Mewy popelniaja samobójstwo. Kierowcy nie mogą się zdecydować, którym pasem jechać. Piesi ignorują obecność chodnika i ociezale poruszają się po drodze przeznaczonej dla samochodow.
Przejezdzajac przez place słyszy się nuty greckich piesni i wacha zapachy grillowanych souvlakow. Noc to po takim dniu, najlepsza pora na konsumpcje. Czlowiek przypomina sobie, ze ma cos takiego jak apetyt. 

Powietrze stoi i się kisi we własnej wilgoci. Och jak przyjemnie jest o tej porze poruszać się samochodem z predkoscia 70 kilometrow! Klimatyzacja wieje na nogi, a ruchem wystawionej dloni zagarnia się wibrujące fale chłodnej bryzy. 

Przejezdzajac wybrzeżem, nasze nozdrza poruszone zostaną zapachem smażonych kalmarów i slonego morskiego powietrza. 

Cudne sa te gorace noce. W tej meczarni jest radocha obecności wszechobecnego lata!

Sunday 1 July 2012

Wieczorowa pora...

...wieczorna kapiel, sens calodziennej egzystencji. Potrzeba ciala i duszy. Zanuzyc sie, zrzucic z barek troski, zapomniec na te pluszczace chwile o swoich i cudzych problemach.
Wieczorna kapiel to cos w rodzaju uzaleznienia. Blogoslawione niech bedzie Kretenskie lato i wyspiarskie zycie letnia pora.
Nigdy nie bylo to moja tesknota, marzeniem, dazeniem, zeby kiedys tam zamieszkac w turystycznej miejscowosci, bladzic wsrod fal, oblizywac sie po slodkim arbuzie i raczyc slonecznym pejzazem. Tak wyszlo, po drodze. Ja z charakteru nie naleze do wakacyjnych typow, kategorii “wieczny turysta”.
Dzisiaj jestem silnie przywiazana do tej mojej “wakacyjnej” rutyny. Co roku, taki mam kaprys, zmieniam plaze w zaleznosci od zmieniajacych sie preferencji. Plaza i kapiel maja byc intymne, spokojne, bez krzykow i umpa umpa dolatujacego z bambusowego beach baru i chloszczacego moje uszy.
W tym roku udaje sie na piaskowe wybrzeze w bliskiej okolicy miasta. Na lezaku siadam okolo dwudziestej. Nie kokosze sie, nie wklepuje godzinami kremow z filtrami. O tej godzinie zaden rak skory juz mi nie grozi. Ta ciaza jednak na dobre mi wyjdzie, musze przyznac. Nie jest dobrze wystawiac sie na dzialanie promieni slonecznych w osmym miesiacu. Trzeba unikac przebarwien.
Kaczym krokiem wchodze powoli, powoli, przyzwyczajajac rozgrzana skore do mokrego srodowiska. A potem nastepuje moment przelamania i lekkosc ogarnia napiete i zmeczone cialo. I tak sobie brodze, a to sie na plecach poloze a to nogami pomacham. Od czasu do czasu zerkam w strone lezaka czuwajac nad bezpieczenstwem mojej plazowej torby. Ludzi jest malo, pyk puk plazowych rakietek zamilkl wraz z zachodem slonca.
Z niechecia wychodze z wody, ale musze sie jeszcze zawiesc do domu choc morze prawie mnie uspilo.
Szybko pozbywam sie mokrego kostiumu i zarzucam marokanska suknie. Suknia jest prezentem od marokanskiego ogrodnika. Kolory ma wyraziste, kolory swiatel drogowych, ale bawelna jest mieciutka i pozwala uniknac niemilego, szorstkiego uczucia elastykow przylepiajacych sie do mokrego ciala.
Jeszcze chwile siedze upajajac sie wilgocia swiezej bryzy. Tak mi sie nie chce wracac do domowej klimatyzacji. Przed soba widze brzoskwiniowe niebo i barankowe fale zlobiace udeptany piach. Na horyzoncie kropki czarnych plywajacych glowek i czarne ludki przesuwajace sie wzdluz linii brzegowej. Drzemie sobie przez chwilke…
Juz w domu, na wpol przytomna siedze przy kuchennym stole. Na obrusie w kratke rozlozone sery, paksimadia (grec. παχιμάδια - sucharkowaty Kretenski chleb), wedlina. Glod wyssanej energii zamyka mi oczy, ale pobudza apetyt. Deserowa lyzka wylawiam zielone oliwki moczace sie w towarzystwie grubego kawalka cytryny. Bose stopy przebieraja po terakocie obsypujac resztki plazowego piasku. Dobrze, ze mnie szanowny malzonek nie widzi, bo by krzyczal i wygnal na plukanko do ogrodka. Nie jest dobrze zapiaszczone powierznie obmywac pod domowym kranem. Piasek to wrog domowej hydrauliki i domowej czystosci.
Ale jest tak pozno. Komu zaszkodza dwa ziarenka…? O dezynfekowaniu powierzchni mieszkalnej pomysle jutro.