Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Friday 28 December 2012

Jakby nie bylo



Przeminely jak z wiatrem.

O co w ogole chodzi z tymi swietami? Czlowiek się przygotowuje, spala, czeka, narobi jak glupi, a tu dwa dni kręcenia się w piżamie po domu, trochę siedzenia przy stole i koniec zabawy. 

Nawet w tym roku nie mogę powiedzieć, zebym się porządnie najadła. Jakis niedosyt mi pozostal.

Wciąż tesknie za sledzikiem, kapusta z grzybami, pierogami, karpiem, za którym nie przepadam. Na tym chyba polega dorastanie, kiedy nie można z rodzicami usiasc do wigilijnego stolu i człowiekowi  w glowie i duszy się kreci od tych smakowo-emocjonalnych tęsknot. Grzechem jest tego nie doceniac kiedy się to ma!

Dobrze, ze chociaz szynka w tym roku doleciała…

Organizowanie kolacji u siebie polega na tym, ze człowiek nasiedzi się w garach, a potem wszystkich musi obslugiwac i je na rogu, przycupnięty na malym stoleczku, tak, żeby mu się za wygodnie nie zrobilo. Je się wtedy w pospiechu i nie zawsze to na co ma się ochote. 

Potem idzie się w gości i wybredzać tez za bardzo nie można. Albo stol ugina się od „plastikowego” żarcia, albo jest smacznie, zdrowo, ale wybor ogranicza się do trzech dan i poszaleć w smakach tez za bardzo nie można. 

Pisałam już o tym, ze Boze Narodzenie to nie grecka specjalność. 

Raptem dwa rodzaje ciastek. Okragle „kurabiedes” i podluzne „melomakarona”. Kazda szanujaca się gospodyni domowa piecze, czestuje i kaze się w temacie wyjatkowosci swojego wypieku wypowiedzieć. I tak każdy przy deserze opowiada sobie, ze ten „kurabies” jest bardziej chrupiący, ten ma koniaku krople dodana, a najlepsze sa lub bylyby bez migdalow (ja wole te z migdałami!). 

Ja w tym roku nie piekłam. Dziedziczka nawet wody nie da zagotować, a co dopiero bawic się w lepienie i wyrabianie ciasta. 

W tym roku czestowalysmy piernikami toruńskimi i ptasim mleczkiem! 
...bo tez dolecialy!

Saturday 22 December 2012

Z Mikolajem



Z prognoza pogody jest jak z wrozkami. Mialo być słonecznie, a tu pada i pada. Zero gwiazdki na niebie. Miał być Mikolaj, zaszczycila nas swoim przyjściem na swiat Penelopa. 

W domu jak na straganie z ozdobami swiatecznymi. Pozytywki, pluszowe Mikolaje zapelnily każdy wolny kat. Stoi piekna i umeczona dwumetrowa retro choinka. 

Ostatnie zakupy w tlumie tysiąca pięciuset Mikolajow. Zjedzone nieprzyzwoite ilości melomakarona a w zebach orzechy po kourabiedes. Empik ograbiony z mysla przyszłorocznej intelektualnej stymulacji dziedziczki. Prostymi słowami – będziemy dziecku czytac! 

Nasza coroczna swiateczna kolacja już za nami. Jak co roku, kiedy tylko jesteśmy w domu, z uporem, maniakalnym, organizuje cos na styl naszej polskiej Wigilii. Jest zupa grzybowa i barszcz czerwony. Jest opłatek, ale karp jak zwykle nieobecny. Potem jest kilka dan kuchni greckiej, bo czymś trzeba gości ugoscic, a goście, przywiązani do swoim tradycji kulinarnych, ciężko się reformują.  Generalnie nieważne, co na tym stole jest. Ale jest i wszyscy grzecznie siedza i się do siebie usmiechaja. Na koniec przychodzi Swiety Mikolaj (tutejszy noworoczny Agios Vasilis) i wszystkim przynosi cos na pamiatke. Tego dnia nikt od stolu nie odchodzi z pustymi rekoma. 

Dumna i blada chwale się, ze Wigilia to taka nasza polska tradycja, az mnie moja wyksztalcona kolezanka edukuje, ze przecież to „kolacja milosci” (dipnos agapis/δείπνος αγάπης), ktora w Grecji robiono 26 grudnia, poki tradycja nie padla…i wstyd (sic!). 

Sunday 16 December 2012

Kocyki, kominki, pielesze w filozoficznym nastroju



Do domatorow nie naleze, ale dzisiaj zaszylysmy sie z moja corka w domu.

Dziedziczka, uzywajac jezyka emocjonalnego, była od cholery, a ja czułam się za bardzo zmeczona, żeby jeszcze się z nia szarpac i przygotowywać do wyjścia. 

Za oknem było pięknie, słonecznie i wietrznie.  Cieplo nie było, ale atmosfera iscie chrupiaca. Rześko.  W sam raz na pranie. I na nowe kocyki z bałwankami. I w końcu na gruba, zimowa koldre. 

Już nie mogę się doczekać kiedy napalimy pierwszy raz w kominku. No i pewnie, jak co roku, znowu będzie draka. Ladnie się będzie palilo i dymilo, nie z komina tylko do pokoju. A potem wszyscy będą roznosić zapachy jak z Mazurskich ognisk, bo caly rok nikt się nie zmobilizowal, żeby sprawdzić i przeczyscic ten nieszczęsny komin. A swoja droga, na wczorajszym spacerze, tak sobie myslalam, ze tyle lat na tej Krecie a ja tutaj żadnego kominiarza nie widziałam. A szkoda…

Jeśli chodzi o spacery, to lazimy z dziedziczka sporo. Seanse do godziny prawie codziennie i raz w tygodniu taki trzygodzinny marsz. Mój katharsis, jej zloty srodek nasenny.  Żeby się zapomnieć, zmeczyc, można oczywiście zlapac tez za odkurzacz  i maniakalnie wkradać się w każdy kat. Nie w moim stylu. Takie zmeczenie tlumi szare komórki i otepia nie tylko ciało, ale i myśli (podkreślam, w moim przypadku). Nie mogę powiedzieć, zebym cos genialnego na tych spacerach wymyslila, ale przynajmniej jest spokojnie i cicho. I tak się, przy tych krokach bezliku, oddalają pewne sprawy, pewni ludzie pojawiają w myślach, nabieram przekonania co do jednych decyzji i godze z mysla, ze pewnych myśli nie trzeba się trzymać. 

I lubie te moja samotność i jej nie lubie. Jak za często i za dużo towarzystwa to się mi dusza meczy. Jak posucha towarzyska i sama z sobą dzień w dzień gadasz, to tez jakos tak na sercu ciężko. Sa takie okresy, ze czuje się puche, taki brak sensu, ruchu. Ze wydaje się, ze wszystko co robisz nie ma określonego kierunku. Ze zastanawiasz się, może w czyms zawiniles, może trzeba się zmienić, lub cos zmienić tylko nie wiesz dokładnie co. Z takimi stanami trzeba się poprztykac, powalczyć. Takim stanom nie wolno się oddawać. Lenistwo duchowe to dobry początek depresji. Za dużo odpoczynku, zamkniecia w swoim bezpiecznym malym swiatku, szkodzi na przyszlosc. 

Wychodzimy wiec do ludzi (lubie te określenie, ma tyle pozytywnej energii). Ostatnio zmienilysmy trase i w ucieczce przed morskimi wiatrami i samotnością skalnych urwisk, chodzimy miedzy domami. I tak odkryłam, ze nasza „ osiedlowa” piekarnia, serwuje przyzwoitej jakości ekspresowke kawe. Potem male podejście i robimy kilka rundek w parku u Swietej Magdaleny. Do centrum udaje nam się pozostawać na chodniku. A tam witryny sklepow.

Trzeba się w końcu zabrać za swiateczne zakupy.

Wednesday 12 December 2012

Przedswiatecznie



Powoli serpentyny swiatel otaczaja miastowe lampy. Gdzieniegdzie zwisa z balkonu drabina z Mikolajem-kaskaderem. Kwitnie drzewko Bozonarodzeniowe. No i zrobilo się w końcu zimno, a w gorach nawet popruszyl snieg. 

W sklepach puchy. Nie odczuwa się przedswiatecznej bieganiny. Witryny tez jakies smutne. 

Wystawy swieca tymi najbardziej oczywistymi dekoracjami. Pod Agora staje jak zwykle, średnich rozmiarow plastikowa choinka, a w parku rozstawiają kilka straganow, duże manekiny Dziadkow do Orzechow i egzotycznych zwierzat, no prawie jak z szopki wziętych. 

U nas już od kilku dni nadaje radio Christmas songs, stoja sniezne kule, wisza kolorowe gwiazdy. 

A mi jakos smetnie i tęskno. 

Zawsze o tej porze roku serce mi się rwie do Warszawy. Do tego zgiełku i smakow. 

Mysle tez sobie o ludziach, którzy pojawili się w moim zyciu i o tych którzy fizycznie lub psychicznie odeszli z moich kart. 

Szkoda, ze z tych do odchodzą tak wielu na własne zyczenie się unieszczesliwia. Zzera ich chciwość, skąpstwo, zazdrość. Ale niszczy tez wlasna pasywność, lenistwo i wygodnictwo. 

Sa tez ludzie dobrej woli. Trzeba mieć zawsze takiego swojego, choćby na chwile obecna, „anioła” dla podtrzymania zdrowych zmyslow. 

Mysle, ze każdy emigrant w tym okresie wyjątkowo odczuwa samotność. To taka samotność, której bez zycia na emigracji nie można zrozumieć. 

Żeby polubić swoja emigracje, trzeba polubić swoja samotność. 

Ale ktoz nie ma chwil slabosci?