Przeminely jak z wiatrem.
O co w ogole chodzi z tymi swietami? Czlowiek się przygotowuje, spala,
czeka, narobi jak glupi, a tu dwa dni kręcenia się w piżamie po domu, trochę siedzenia
przy stole i koniec zabawy.
Nawet w tym roku nie mogę powiedzieć, zebym się porządnie najadła. Jakis
niedosyt mi pozostal.
Wciąż tesknie za sledzikiem, kapusta z grzybami, pierogami, karpiem, za
którym nie przepadam. Na tym chyba polega dorastanie, kiedy nie można z
rodzicami usiasc do wigilijnego stolu i człowiekowi w glowie i duszy się kreci od tych
smakowo-emocjonalnych tęsknot. Grzechem jest tego nie doceniac kiedy się to ma!
Dobrze, ze chociaz szynka w tym roku doleciała…
Organizowanie kolacji u siebie polega na tym, ze człowiek nasiedzi się w
garach, a potem wszystkich musi obslugiwac i je na rogu, przycupnięty na malym
stoleczku, tak, żeby mu się za wygodnie nie zrobilo. Je się wtedy w pospiechu i
nie zawsze to na co ma się ochote.
Potem idzie się w gości i wybredzać tez za bardzo nie można. Albo stol
ugina się od „plastikowego” żarcia, albo jest smacznie, zdrowo, ale wybor
ogranicza się do trzech dan i poszaleć w smakach tez za bardzo nie można.
Pisałam już o tym, ze Boze Narodzenie to nie grecka specjalność.
Raptem dwa rodzaje ciastek. Okragle „kurabiedes” i podluzne „melomakarona”.
Kazda szanujaca się gospodyni domowa piecze, czestuje i kaze się w temacie
wyjatkowosci swojego wypieku wypowiedzieć. I tak każdy przy deserze opowiada
sobie, ze ten „kurabies” jest bardziej chrupiący, ten ma koniaku krople dodana,
a najlepsze sa lub bylyby bez migdalow (ja wole te z migdałami!).
Ja w tym roku nie piekłam. Dziedziczka nawet wody nie da zagotować, a co
dopiero bawic się w lepienie i wyrabianie ciasta.
W tym roku czestowalysmy piernikami toruńskimi i ptasim mleczkiem!
...bo tez dolecialy!