Pages

Po prostu Stavros!/Simply Stavros!

Bez lezakow, gladkie wybrzeze obmywaja fale, bezowy piasek i polamane, drobne muszelki.

Jada wozy kolorowe

U nas wiosna, poczatek sezonu pelna geba!

Zakurzony Marzec i te zapomniane Kretenskie wioski

Odszedł kolejny marzec, ale cykl wietrznego żaru, stojącego w powietrzu kurzu, mżawek, pozostał.

Sielankowy koniec Lutego

Wial notias, ten wiatr z południa. Przyniosl piachu cale garści. Zagrzalo, zapyliło w kolorze ochry.

Grecka goscinnosc - lekcja goscinnosci

...i tak sobie gawedzilysmy, glownie o Greckiej i znanej Kretenskiej goscinnosci

Saturday 25 February 2012

W oliwnym gaju


W zachodniej czesci wyspy nie ma duzych sklepow, z szalonymi przecenami. W sobote sklepy czynne sa do 14.00, gora 14.30, a potem kazdy oddaje sie zyciu rodzinnemu. Jak leje, wieje, to takie otoczenie moze wydawac nudne do bolu.

Dzisiaj mamy szczescie. Radosnie oslepiajace slonce, tak, ze az bialo za oknami swieci od samego rana. Grzechem byloby pozostanie w czterech scianach. Szybka, niezobowiazujaca toaleta i jazda do Pani P. 

Pani P. mieszka w kierunku zachodnim i nalezy do tych ludzi o ktorych sie mowi “dusza czlowiek”. Na dzien dobry dostaje od niej siatke wypelniona pomaranczami i mandarynkami wielkosci mojej dloni. Ja sie rewanzuje slusznym kawalkiem ciasta i sloikiem marmolady z pomaranczy. Lubie te nasze wyspiarskie wymiany. Chyba nigdy tak nie jest, ze sie cos ugotuje w ilosciach atomicznych. Jak gotowac, to uwzgledniamy tez grono znajomych. 

Po wymianie dobr konsumpcyjnych, nastepuje wymiana usciskow i tym razem kierujemy sie w strone poludnia. Przejezdzamy przez uspione zima kretenskie wioski i wjezdzamy na teren z niepozornym budyneczkiem. A tam zapachy dla wtajemniczonych. Zapach oliwek przetworzonych juz na oliwe, w kolorze butelkowej zieleni. Kiedys byl to dla mnie po prostu ekologiczny smrodek. Dzisiaj milo lachocze nos i pobudza wyobraznie jaka to oliwa wyszla z tych wszystkich drobnych oliwek, zgniecionych i wywirowanych. 

Znajomy oprowadza nas po malym pomieszczeniu, opowiada o produkcji. Spoznilysmy sie na pokaz calego procesu, ale zostaje nam to tak obrazowo przedstawione, ze do zbiorow przyszlego roku z zalu plakac nie bedziemy. 

W budynku jest chlodno i malo romantycznie. Stoja sobie rozne maszyny, polaczone rurkami. 

Na zewnatrz niekonczace sie gaje oliwne a w tle gory pokryte jeszcze sniegiem. Zielono, wszedzie zielono. Nie ma sie co dziwic, padalo i jeszcze bedzie padac, no i ten snieg na stokach. Bedzie woda w lato, cieszymy sie. 

Rozmowa wrze, baniaczki z oliwa zostaja zapakowane do samochodu i wracamy. Ja ze slina na ustach, bo na tylnym siedzeniu siedzi sobie swiezy bochenek recznie plecionego chleba. I tak sobie mysle raz o tym bochenku raz o tej oliwie w bagazniku. I doczekac sie nie moge jak zanurze pajde w tej goryczkowatej oliwie i zagryze oliwka. 



Thursday 23 February 2012

Szybka gosposia


Sa w zyciu kazdej kobiety takie momenty, ze jedyne na co ja stac, na co ma czas i ochote to obiad w 30 minut. Powodow jest masa, bo zmeczona, bo sie jej nie chce, bo lepiej zaczac lub dokonczyc interesujaca lekture niz caly dzien w garach siedziec a na koniec uslyszec slowa wymuszonego entuzjazmu: “ no dobre, ale jakos malo slone, troche rozgotowane, a innego rodzaju sera to nie bylo…?” Moze tez byc "pilny" telefon i sie czlowiekowi czas zatrzyma, a sluchwka do ucha przylepi.

Pamietam, ze w czasach poczatkow moich na Krecie wlasnie w taki sposob funkcjonowalam dzieki cudownej i pouczajacej lekturze przywiezionej przez moja tesciowa (tak, nawet te najbardziej doswiadczone przezywaja momenty slabosci!) zza oceanu: "Swietny posilek w 30 minut" (te 30 minut zajmowalo chyba jakies 80 procent okladki!) Te Amerykanki to jednak praktyczne kobiety!

Dzisiaj wlasnie byl dzien obiadu w 30 minut. Zdrowe, smaczne, przygotowane z nuta lekkiej nonszalancji. 

Nonszalancja nie byla zaplanowana. Plan byl taki, zeby sie na zachod wybrac po zapas oliwy. Nasza niestety na wykonczeniu bedzie za chwile. Nasze oliwki to odmiana dojrzewajaca co 2 lata. Poza tym ile sie da wycisnac z 10 drzewek na krzyz? A na tej oliwie to wszystko leci, i ciasta, i smazenie i surowa do warzywek jest wlewana. Co na talerzu to sie oliwa polewa. Oliwna rozpusta! Baniaki mialam juz w samochodzie a tu jak zaczelo lac, to tak przez kolejne dwie i pol godziny. 

No i niby mialam kupe czasu na gotowanie, ale...
 
Ale jak tylko zaczelo lac, to zadzwonil telefon. I tak sobie milo gawedzilysmy, ze dwie i pol godziny minelo jak z bicza trzasl. No i przyszedl malzonek i zadal bardzo trudne pytanie o czym rozmawialysmy? Oczywiscie nie mial zielonego pojecia o czasie tej towarzyskiej konwersacji, a ja wcale nie bylam sklonna do zwierzen. Z madroscia kobiet calego swiata, odpowiedzialam, ze ”o wszystkim tak sobie rozmawialysmy”. Mialam czuja, zeby sie za bardzo nie spoufalac, bo padlo kolejne pytanie: “zjemy cos?” 

Akcja obiad w 30 minut ruszyla na calego. Oczywiscie, szybka akcja w kuchni jest mozliwa pod warunkiem, ze jednak jakies produkty sie posiada. 

U mnie zawsze na takie sytuacje jest paczka makaronu typu ravioli czy tortellini, z nadzieniem serowym. Pozywne, bo kawal pieczeni musi zastapic i malo absorbujace. Buch na goraca wode i gotujemy przez ok. 15 minut. Dzieki serowemu nadzieniu mozemy kwestie przyrzadzenia sosu sobie darowac. Polewamy oliwa i dla smaku dodajemy pesto. 
Ravioli z pesto

Jak sie nam te kluski gotuja to ciach salateczka. Dlatego zawsze w spizarni musi byc puszka kukurydzy, groszku lub czegos co lubicie dodawac do salatek. Dwie cukinie (moje ulubione, niestety nie rosna w Grecji), koktajlowe pomidorki sztuk piec, pol zielonej papryki i puszka kukurydzy. Oliwa, ocet balsamiczny, sol, pieprz. 


Na boku skrojony zloty ser, kilka oliwek. 


Moga byc tez snopki swiezych ogoreczkow i jakis inny rodzaj oliwek. 




Jak w domu rodzina nie przepada za oliwkami to mozna dodac ogoreczki male kiszone, albo cebulki w zalewie octowej. 

Moze nie obiad na konkurs kulinarny, ale nikt glodny od stolu nie odszedl. 

Jutro pewnie zabiore sie za ciasto pomaranczowe, ktore za mna chodzi juz od kilku dni. Niestety jak sie w glowie nie ma to trzeba czesciej na stacji benzynowej zatankowac, bo po 4 wizytach w supermarkecie w tym tygodniu (zawsze cos!) w koncu pamietalam, zeby sode to tego ciasta kupic. 

Bede jeszcze jutro do Gaty dzwonic, zeby sie dopytac o proporcje. Gata dzisiaj miala pichcic dolmadakia (liscie winogron nadziewane ryzem) to sie przy okazji dopytam jak jej wyszly? Gata teraz w garnkach szaleje, bo jak przyjdzie lato, to rodzina na makaron przejdzie, wiec sie teraz trzeba podlizac.



Tuesday 21 February 2012

Karczochy, brokuly a zaczelo sie od tymiankowego miodu


Karczochy czyli greckie Aginares
Fenomen kretenskiego jedzenia polega nie tylko na obecnosci wszedobylskiej oliwy i uzywaniu lokalnych produktow. Fenomen polega na tym, ze to jedzenie  jest po prostu PROSTE. Nie stosuje sie dziwnych mieszanek, udziwnionych kombinacji, nie mieli, nie gotuje, zamraza, znowu mieli i Bog raczy wiedziec co jeszcze. Kosmicznych mieszanek przyprawowych tez sie nie odnajdzie w grecko-kretenskim domie. Solimy, pieprzu dodajemy lub “pu kai pu”(z greckiego gdzieniegdzie) oregano sypniemy. W chwilach uniesienia dodajemy tymianek, bazylie, zmielona papryke, miete (swietna do ryzu na nadziewane warzywa!). Zasada pierwsza i ostania brzmi jednak tak, ze jesli juz uzyjemy trzeciej przyprawy to przewaznie jako dodatek do pieprzu i soli. Wiecej przypraw nie mieszamy, bo sie zrobi ciezkostrawnie! Dla smaku siekamy albo kremidi (κρεμμύδι – w Polsce znana pod nazwa cebula) albo czosnek (σκόρδο czyt. skordo), aczkolwiek ten czosnek najczesciej mozna spotkac w tsatzikach. Chyba jednak Grecy wola cebulke. 

Ach, jak pachna i sie popisuja ostanio te wszystkie zieleninki. A ja, jak nigdy wczesniej zima, mam czas, zeby sie z nimi zaprzyjaznic w kuchennych progach. 

Nasz obiad czy kolacja zawsze zawiera bogaty pakiet tutejszych warzyw. Sniadanie przewaznie jemy na slodko. Taki kop energetyczny na caly dzien i sposob, zeby podczas dnia poziom cukru utrzymac. Dzisiaj byl banan, jogurt naturalny (z tych o bardziej lejacej konsystencji), kretenski miod z tymiankiem zakupiony na co sobotnim bazarze, a tym miodem zostaly polane paximadia (czyli tutejsze sucharki) z tego bardziej miekkiego rodzaju. Paximadia moga byc tez takie, ze bez zmiekczenia woda lepiej nie podchodzic. Moga stanowic prawdziwe wyzwanie dla ludzi o slabszym uzebieniu. 

Z wczoraj zostal mi jeszcze caly wor stamnagathi. Zdrowe to zielsko, ale mnie umeczylo jego czyszczenie. Mozna oczywiscie kupic w supermarkecie, z upraw i wtedy liscie sa czystsze i mniej sie trzeba uzerac z wycinaniem korzonkow. Sprawdzilam wczoraj w supermarkecie cena za kilogram to ok. 6 euro. Moje stamnagathi bylo “bazarowe” a zostalo wyciete ze stokow na ktorych samo sie posialo. Tak wiec roboty bylo wiecej, a piachu na mala piaskownice dla mrowek. Chyba z godzine po przebraniu moczylam, a potem pod lejaca sie woda z kranu, na sitku przerzucalam na wszystkie mozliwe strony. Mala ochote mialam na przezuwanie gorskiego blota, chociaz podobno dzieci wsuwaja piach jak im sie do raczek przylepi, bo w tym piachu jakies potrzebne mineraly siedza. 

Stamnagathi zostalo ugotowane, ale nie rozgotowane, tak, zeby listki i pnacza wydawaly lekko chrupiace odglosy. Na to oliwa (nie bede sie powtarzac, ze extra virgin. Jak pisze, ze oliwa to w naszych warunkach tylko taka. Jak bedzie inna to podkresle ten fakt!) i wycisniety sok z cytryny. Koncowy efekt, rodzaj gorzkiego szpinaku ze spicy nutka.

Stamnagathi po ugotowaniu

Potem gotowanie brokulow i ta sama kombinacja: zalewamy oliwa i swiezym sokiem cytrynowym. 

Fajna zabawe zawsze gwarantuje czyszczenie karczochow. Aginara (αγινάρα) to z grec. karczoch, aginares (αγινάρες) to karczochy. Poniewaz to w zadnym stopniu nie jest jakiekolwiek tradycyjne polskie danie, pamietam, ze przed dluzszy czas podchodzilam do kupna aginares z duza niesmialoscia. Wstyd mi bylo, ze nie wiem co z tym bulwiastym zielonym kwiatem poczac. Dzis juz mnie ogolacanie karczocha nie przyprawia o kompleksy kulinarne. Najbardziej lubie ich surowa postac. Odrywamy kolejne zielone grube platki i dochodzimy do tych delikatnych zoltych z lila koncowkami. Czym bardziej zblizamy sie do srodka aginary, tym mozemy sobie grubsza koncowke listka possac. Bardzo przyjemny smak, zadna tam trucina. 

Karczoch w fazie obierania

Kontynujemy ogolacanie naszego “kwiatu lotosu”, az dochodzimy to milusienkiego futerka naszego karczocha. Pojawienie sie owlosienia zwiastuje, ze za chwile dojdziemy do sedna karczocha. Wloski wyrywamy i dokopujemy sie do niepozornej bazy. 

Karczoch i jego futerko

A oto wlasciwa czesc jadalna, ta bez futerka

Mozemy ja rowniez ugotowac sama, lub z ziemniaczkami. Ja karczochy lubie na przyklad na pizzy!

Wersja surowa nie wymaga wielkich przygotowan do konsumpcji (oprocz zmudnego obierania). Wyciskamy na nasze karczochowe kawaleczki kupe soku z cytryny i posypujemy sola. 

Generalnie ta cala zielenina wymaga jednak pewnej dawki zaangazowania i w gronie damskim pewnie by przeszla za glowny posilek. Jak sie ma jednak plec meska u boku, to nie radze ryzykowac braku jeszcze jednego dania. U nas dzis byla piers z kurczaka, sautee podsmazona z cebulka. Na to do smaku puszka posiekanych pomidorkow, pieprz, sol i szczypta papryki. Wymieszane, na wolnym ogniu dochodzace na patelni typu wok. Kurczaczek zostal podany z ryzem.



 A na boku kilka czarnych oliwek zawsze sie dobrze prezentuje. Mile dla podniebienia sa te wieksze, odmiana z Kalamaty, w zalewie z oliwy z kropelka winnego octu. 



Monday 20 February 2012

Dzisiejszy Chalepianski lunch


Dla wszystkich fanow salatek i wszelakiej zieleniny Krete polecam wyjatkowo. 

Raj warzywny chcialoby sie rzec! 

Nie ma to jak tutejsze stamnagathi (σταμναγκαθι), ktorym w swiezej postaci mozna cieszyc sie wylacznie zima. Z tego co sie orientuje roslina ta oryginalnie pochodzi z Krety i  na dziko nie rosnie w innych stronach Grecji i chyba swiata tez. Wystepuje na gorskich zboczach i gorskich rowninach.Wyglada tak jak na ponizszym zdjeciu, a smakuje jak mieszanka dzikich szaparagow i gorzkiej odmiany szpinaku.  Oczywiscie nie mowimy o smakach odgrzewanych mrozonek!


 
Co sie z nia robi? Przbieramy ostroznie kazdy krzaczek, obcinajac pozolkle koncowki i zabrazownione korzonki. A potem ciach na goraca wode, zeby stamnagati zmieklo. Serwujemy na zimno lub goraco, polane extra virgin oliwa i suto skrapiamy sokiem ze swiezej cytryny. Ot i cala filozofia. Danie samo w sobie sycace, dobrze sie komponuje z pajda kretenskiego chleba. Mozna tez porzadnie umyc i dodac do salatki tak jak jest to praktykowane w Greckich restauracjach gourment. Dlaczego gourmet…a to cena tej zieleninki sama za siebie mowi…takie zloto wsrod rzodkiewkowatych. Moze byc i 12 euro za kg co biorac pod uwage wartosc zawartych w tych krzaczkach witamin w sumie nie jest wygorowana cena w porownaniu z czestymi zakupami gripexow i innych tam takich.

Tak wiec dzisiaj na lunch na chalepianskim wzgorzu serwujemy stamnagathi oraz zimowa salatke przygotowana w oparciu o kretenskie zimowe zwyczaje konsumpcyjne plus wlasna inwencje tworcza i potrzebe smakowa. 

Jesli chcemy gotowac z duchem kretenskim, pamietamy o wykorzystaniu tych roslin, ktore pojawiaja sie na rynku o okreslonej porze i o tym, ze uwaznie czytamy, zeby nasze ogorki czy pomidory przypadkiem z Madagaskaru czy innych egzotycznych miejsc do nas na talerz nie trafialy. 

Na Krecie zima sporo jada sie salatek ze swiezej kapusty (raczej tej bialej) z dodatkiem marchewki. Produkty o nie wygorowanej cenie wiec kazdy moze sobie pozwolic na kulinarne szalenstwo. 

Nasz salatka posiada nastepujacy wzbogacony sklad (porcja na slusznych rozmiarow mise – a nie jakis marny polmisek na mizerie!):
  • Kapusta biala, ok 1/3 glowki, cienko posiekana 
  • Dwie lub trzy marchewki, zaleznie od rozmiarow, starte na tej grubszej stronie tarki
  • Piec malych koktajlowych pomidorkow, przekrojonych na pol
  • Dwa ogorki swieze, lub jeden dlugi. Kroimy na pol i wkrajamy ksiezycowe polowki
  • Mala jasno zielona papryczka z tych o smaku lagodnym
  • Puszka czerwonej fasoli, dobrze przeplukanej, zeby sie zalewa nie przegryzla do naszej salatki
  •  I jak kto woli, albo sol, albo garsc kaparow, z tych mniejszych.
  • Calosc zalewamy oliwa z oliwek (od tego produktu bardzo zalezy smak koncowy wiec raczej nie warto skapic i kupic cos lepszego!  - zabrania sie uzycia oleju z pestek winogron czy z jakiejs innej czesci winogron, co to w Polsce sprzedaje sie pod nazwa oliwy! Skandal!)  - jak nie macie to sie wam przesle. Pytajcie a bedzie wam dane, jesli odczuwacie taka potrzebe.
  • Wlewamy tez kilka porzadnych kropel octu balsamicznego albo jak kto woli vinnego.
Salatka swietnie sie komponuje z grubo pokrojonymi kawalkami sera (najlepiej jakas pikantna odmiana). Napoje dobieramy wedlug uznania. 

Mam nadzieje, ze duch tej salatki zacznie krazyc wsrod zimowych glodomorow. 

Mam rowniez takie marzenie, ze kiedys bede miala przestronyy kretenski dom na wsi i  beda sie tam dla przyjaciol i przyjaciol przyjaciol rozchodzic wlasnie takie poludniowe zdrowe smaki.

Thursday 16 February 2012

Welcome to Elladistan!


Znajoma ostatnio w mailu mnie zapytala jak sie teraz zyje na Krecie i czy zycie na wyspie choc troche nie jest lepsze od zycia na Greckim kontynencie?

Prawda jest taka, ze ja, istota gleboko upolityczniona, przezywajaca wszelkie niesprawiedliwosci z sila wodospadu, przy Greckiej ekonomiczno-politycznej kondycji, a raczej jej braku, po prostu WYSIADLAM. 

Temat mnie tak zmeczyl i skolowal, ze sama momentami nie wiem co myslec. Z jednej strony nachodza mnie mysli (i nie tylko mnie), ze cos jednak z tego kryzysu dobrego wyjsc musi np. zmiana greckiej mentalnosci, poszukiwanie profesjonalizmu a nie zaspokajanie prywaty, ktora w duzym stopniu ten kraj zrujnowala. Potem sobie mysle, ze Grecy to nieszczesliwy narod, ktory padl ofiara rzadzacych (bynajmniej nie elit!– elita nie nazywa sie ludzi, ktorzy wlasny kraj z glupoty oraz z premedytacja doprowadzili do poziomu panstwa trzeciego swiata!). Potem sobie jednak mysle, ze system niedoedukowal i sie ludzie pogubili, bo jakim cudem wiekszy procent spoleczenstwa, z kwalifikacjami do godnych aczkolwiek nie z gornej polki zawodow typu “pani na kasie w supersamie”, moze prowadzic wystawne zycie, chalupe 200 metrow postawic, dzieci wyedukowac i tak bez konca? Sie ludzie pogubili, ze nie kazdemu psu burek i nie dla kazdego psa kielbasa! Prostym narodem sie latwiej rzadzi wiec kto tak na prawde jest winien: zwykly Grek czy ci panowie z “Aeropagu”? My z PRLu wiemy, ze rozpity narod to glupi narod, a z glupim mozna wiele przy malej ilosci pytan typu “dlaczego”? I tak jak nie kazdy Polak to byly komunista tak nie kazdy Grek to len! 

A w tym wszystkim, uzywajac prostych zasad logiki, to sie czlowiek tez zaczyna zastanawiac, ze jak to, narod Niemiecki, zawsze czujny i gotowy, kase dawal tyle lat i nie wiedzial co sie z nia dzieje? I mozna sie zdziwic, a moze nie wolno sie dziwic, ze w dobie obecnego kryzysu na Krecie sie slyszy, ze jedne z najpiekniejszych zakatkow (nalezace od wiekow do publicznego uzytku) nagle stoja w polu zainteresowania Niemieckich inwestorow? I z tego wszystkiego wychodzi kolejna mysl, ze jak “bracia” Pani Merkel wyciagaja rece po takie fileciki ziemi, gdzie i lasek (rzadkosc w poludniowym kretenskim klimacie) i trzy rozne zatoki z lazurowa cieplutka woda morska, gdzie i pola do siatkowi, wyspa z kosciolkiem i taka panorama ze dech zapiera, to moze sie lepiej dotychczasowego “braterstwa” pozbyc? Bo to malo smieszne, ze nagle tam gdzie kazdy z kazdym chodzil pod reke w Grecji, tam bedzie chodzil bogaty “kazdy” tylko nie Grek, bo go sie u siebie w kraju wysokim murem oddzieli od jego wlasnych dobr. 

Mysle, ze kazdy narod, gdyby mu sie taka perspektywa szykowala, tez by na ulice wylegl i sie bil i szarpal do upadlego! 

Lezy to w naturze ludzkiej, ze czlowiek zawsze do luksusu szybko sie przyzwyczaja, a w obliczu biedy zaczyna panikowac i chory sie robi. Biorac pod uwage ciezkie dzisiejsze warunki w Grecji, to i tak chyba Grecy mniej jecza niz Polacy. Polakom stopa zyciowa sie podniosla, a czym wiecej kasy do kieszeni wplywa tym coraz glosniej marudza jak ciezko i jakie to zycie drogie (z moich uwaznych obserwacji wynika!).

No, ale nie o Polakach bede teraz pisac, aczkolwiek to bardzo ciekawy temat jak sie swoj wlasny narod z perspektywy postrzega. Nadmieniam, ze zawsze i wszedzie jestem dumna z mojego pochodzenia i chyba nigdy bym sie tak Polka nie poczula jak na emigracji. Ale, ze przy tym oduczylam sie idealizowania tego co daleko, to historia na inny dzien.

Nie ma co sie oszukiwac. Dzisiaj w Grecji jest ciezko.Sytuacja od dwoch lat tylko sie pogarsza. Codziennosc to rosnace ceny, rosnace podatki, zwolnienia z pracy, ciecia wszystkiego co sie da (procz cen i podatkow, rzecz jasna). Pensje obcieli w sektorze panstwowym, nie starczylo to sie dobrali do sektora prywatnego. Wiele firm sie pozamykalo, wiele ledwo ciagnie. Mozna miec powod do radosci jak dwie osoby w rodzinie: maz i zona, maja prace. Przy tym wszystkim glod zaglada do greckich domow. Coraz czesciej slyszy sie i widzi akcje rozdawania goracych posilkow, darmowych produktow. 

Jak jest na Krecie? Tez nieciekawie, ale jak to zywkle bywa przy kryzysach, wies i spolecznosci agrarne maja lepiej. Zawsze jest ten bezposredni dostep do producenta zywnosci, zawsze mozna pokorzystac z dobr ziemi. A Kreta sporo tych dobr posiada. Poza tym, Kreta tak jak wiele wysp greckich, wciaz cieszy sie duza popularnoscia wsrod turystow. Kreta to piata pod wzgledem wielkosci wyspa na morzu Srodziemnomorskim. Gory sa. Morze jest. Owoce i warzywa najwyzszej jakosci. Mysle, ze niewiele jest takich miejsc na swiecie i dlatego Kreta przy kryzysie da sobie rade. Nie znaczy to jednak, ze to co sie dzieje z Grecja nie dotyka nas wyspiarzy znaczaco. Nalezymy do tego samego organizmu i chwala Bogu, ze nas wyposazyl w wiele atutow, ktorymi jeszcze mozemy sie bronic. Innaczej pewnie bysmy sie stad masowo ewakuowali, tak jak to juz kilkakrotnie sie odbywalo w historii tego kraju.

Co bedzie dalej? Na pewno nic sie w tej chwili zaplanowac nie da.