Wysmieja mnie w Polsce jak napisze, ze u nas znowu mrozy. Nasze od 1 do 4 stopni na plusie to tropiki w porownaniu ze Slowianskimi minus 20. Zrobilam jednak wywiad srodowiskowy i wiekszosc moich respondentow przyznalo, ze ostatnia taka zima to chyba jakies 10 lat temu goscila na wyspie. Poza tym, jak na dalekie poludnie to nie zarty taka pogoda. No i jeszcze trzeba dodac, ze reszta Grecji, zwlaszcza polnocne rejony, tak jak donosza media (bo ja sie nigdzie w tamte strony poki co nie wybieram), wcale nie rozni sie znaczaco od Polskich mrozow; sniegi i temperatury -11 czy -14.
My tu na wyspie rozbestwieni troche jestesmy; i jesli chodzi o warunki pogodowe i o jedzenie i jego jakosc. Nazwalabym to syndromem zgrecczenia. Kto tylko choc troche pomieszka na wyspie, przyswoi sobie na mur dwa stale tematy konwersacji: o pogodzie i o zarciu wkolko bedzie nawijac. Jakby nie bylo sa to dwa z trzech (procz historii) najwazniejszych filarow zycia wyspiarskiego. Do tego dochodzi doza dramatyzmu, ktora powoli zarazamy sie od emocjonalnych Grekow i wychodza z tego takie wiadomosci, jak tylko czlowiek do muru zostanie przyparty….
Aura od dwoch dni nie korzystna. Wieje a morze prezentuje sie w kolorze wypranej myszy (o szarosc w odcieniach jasnych mi chodzi i o moj niechetny stosunek do tego stanu rzeczy, gdyby ktos nie zrozumial metafory). Notorycznie deszcz lub kapusniaczek zacina. Czasami grad uderzy. Kolezanka wczoraj wyszla po papierosy . Kolezanka Greczynka nie jest, ale zamieszkuje na wyspie Zeusa juz prawie lat dwadziescia. Po wycieczce do kiosku ot takie ostrzezenie mi wyslala w formie desperackiego smsa: “Nie wychodz z domu, mozg ci zamarznie!” . Przesadzila? Moze troche, biorac pod uwage, ze wiekszosc osob, wyspiarzy i przyjezdnych zima chodzi w baletkach, lekkiej kurtce i pewnie jakies 80% nie ma i nigdy nie miala rekawiczek czy welnianej czapki w szafie.
Ja jestem wrazliwa osoba, poza tym w zime zazwyczaj podrozujemy z mezem wiec wlasciwy na zimowe pogody ekwipunek posiadamy. Maz moze troche mniej, bo jak to kazdy facet zawsze chojraka zgrywa, az sie w tamtym roku zapalenia pluc dorobil, nie dodam przez co! Dzisiaj korzysta z moich porad i jak tylko go lupie w kosciach to kieliszeczek Metaxy stawia pana na nogi.
Nie znaczy to, ze my tu w zime ciagle na rauszu chodzimy. Grecy, oczywiscie pija a to winko, a to tsigoudia (tutejsze raki), a to rakomelo (raki z miodem – pycha! Zawsze w moich ulubionych! Przypomina nasz polski krupniczek). Z piciem jak z jedzeniem, rodzaj trunku bardzo uzalezniony od pory roku…chyba nigdy nie widzialam Greka, ktory zima delektowal by sie ouzo! (no chyba, ze w krainie, gdzie taki trunek sie produkuje!) Z chodzeniem i gimanstyka u Grekow raczej na bakier, aczkolwiek i to sie powoli zmienia, bo ludzi przy dzisiejszych zmianach na lekarza zaczyna byc nie stac i wola na tensiowki wydac!
A chodzic mozna i trzeba. Ja ubostwiam spacery, a zimowe spacery po Chania maja niepowtarzalny urok. Wiem, ze wiekoszosc osob przewaznie spragniona slonca, morza i tego typu atrakcji preferuje Krete letnia pora. Jestem natomiast przekonana, ze wiele osob pokochaloby i tutejsze zimowe ferie. Zawsze bedzie cieplej niz w Polsce. Nie ma tlumow. Mozna odpoczac od szalencow, ktorzy otaczaja nas na codzien i posrod wakacyjnych tlumow (a jest sporo tego kwiatu!). Jedzenie zima jest tak samo wysmienite jak latem, aczkolwiek na inne smaki kladzie sie nacisk. Kretenczycy obsesyjnie przestrzegaja por roku i rzadko na kretenskim stole w zimie znajdzie sie produkty, ktore nie odpowiadaja obecnym miesiacom. Bedzie wiec mniej owocow a wiecej warzyw. “Jedzeniowy regionalism” rzadzi i sama dobrze sprawdzam, zeby wsrod boagctwa kretenskich smakow nie zakupic jakiegos “nieporozumienia” z Ekwadoru czy Bawarii.
Zima mozna i trzeba:
podelektowac sie sokiem z pomaranczy wlasnorecznie zebranych u znajomej w gaju (mam zrodlo, jak przyjedziecie to zaprowadze!),
pochlonac kilka chrupiacych, prosto z patelni kaltsunakia ze swiezym szpinakiem i feta (kalstunia to nasze pierozki, ale nie na goracej wodzie dochodzace, a na patelni w extra virgin oliwie smazone lub wersja light w piekarniku pieczone)
wypic malotire, herbate z kretenskich ziol zebranych w gorach, zagotowanych ze skorka pomaranczy, paleczka cynamonowa a na koncu zaprawiona miodem z tymiankiem.
Ze jedzenie jest tak wazne nigdy bym sie nie dowiedziala, gdybym nie zdecydowala sie zamieszkac na Chalepianskim wzgorzu. Jedzenie to styl i jakosc zycia, o ktora kretenskie rodziny bardzo dbaja, a ja z wiara neofity staram sie to zaadoptowac w moim polsko-greckim domu. Poza tym im prosciej tym lepiej! …ale trzeba czasu, zeby to zrozumiec!
Dobra, czas napalic w kominku. Jesli zima na Krecie, to koniecznie zazyczcie sobie kominek! Gwarantuje, ze sie przyda.
My tu na wyspie rozbestwieni troche jestesmy; i jesli chodzi o warunki pogodowe i o jedzenie i jego jakosc. Nazwalabym to syndromem zgrecczenia. Kto tylko choc troche pomieszka na wyspie, przyswoi sobie na mur dwa stale tematy konwersacji: o pogodzie i o zarciu wkolko bedzie nawijac. Jakby nie bylo sa to dwa z trzech (procz historii) najwazniejszych filarow zycia wyspiarskiego. Do tego dochodzi doza dramatyzmu, ktora powoli zarazamy sie od emocjonalnych Grekow i wychodza z tego takie wiadomosci, jak tylko czlowiek do muru zostanie przyparty….
Aura od dwoch dni nie korzystna. Wieje a morze prezentuje sie w kolorze wypranej myszy (o szarosc w odcieniach jasnych mi chodzi i o moj niechetny stosunek do tego stanu rzeczy, gdyby ktos nie zrozumial metafory). Notorycznie deszcz lub kapusniaczek zacina. Czasami grad uderzy. Kolezanka wczoraj wyszla po papierosy . Kolezanka Greczynka nie jest, ale zamieszkuje na wyspie Zeusa juz prawie lat dwadziescia. Po wycieczce do kiosku ot takie ostrzezenie mi wyslala w formie desperackiego smsa: “Nie wychodz z domu, mozg ci zamarznie!” . Przesadzila? Moze troche, biorac pod uwage, ze wiekszosc osob, wyspiarzy i przyjezdnych zima chodzi w baletkach, lekkiej kurtce i pewnie jakies 80% nie ma i nigdy nie miala rekawiczek czy welnianej czapki w szafie.
Ja jestem wrazliwa osoba, poza tym w zime zazwyczaj podrozujemy z mezem wiec wlasciwy na zimowe pogody ekwipunek posiadamy. Maz moze troche mniej, bo jak to kazdy facet zawsze chojraka zgrywa, az sie w tamtym roku zapalenia pluc dorobil, nie dodam przez co! Dzisiaj korzysta z moich porad i jak tylko go lupie w kosciach to kieliszeczek Metaxy stawia pana na nogi.
Nie znaczy to, ze my tu w zime ciagle na rauszu chodzimy. Grecy, oczywiscie pija a to winko, a to tsigoudia (tutejsze raki), a to rakomelo (raki z miodem – pycha! Zawsze w moich ulubionych! Przypomina nasz polski krupniczek). Z piciem jak z jedzeniem, rodzaj trunku bardzo uzalezniony od pory roku…chyba nigdy nie widzialam Greka, ktory zima delektowal by sie ouzo! (no chyba, ze w krainie, gdzie taki trunek sie produkuje!) Z chodzeniem i gimanstyka u Grekow raczej na bakier, aczkolwiek i to sie powoli zmienia, bo ludzi przy dzisiejszych zmianach na lekarza zaczyna byc nie stac i wola na tensiowki wydac!
A chodzic mozna i trzeba. Ja ubostwiam spacery, a zimowe spacery po Chania maja niepowtarzalny urok. Wiem, ze wiekoszosc osob przewaznie spragniona slonca, morza i tego typu atrakcji preferuje Krete letnia pora. Jestem natomiast przekonana, ze wiele osob pokochaloby i tutejsze zimowe ferie. Zawsze bedzie cieplej niz w Polsce. Nie ma tlumow. Mozna odpoczac od szalencow, ktorzy otaczaja nas na codzien i posrod wakacyjnych tlumow (a jest sporo tego kwiatu!). Jedzenie zima jest tak samo wysmienite jak latem, aczkolwiek na inne smaki kladzie sie nacisk. Kretenczycy obsesyjnie przestrzegaja por roku i rzadko na kretenskim stole w zimie znajdzie sie produkty, ktore nie odpowiadaja obecnym miesiacom. Bedzie wiec mniej owocow a wiecej warzyw. “Jedzeniowy regionalism” rzadzi i sama dobrze sprawdzam, zeby wsrod boagctwa kretenskich smakow nie zakupic jakiegos “nieporozumienia” z Ekwadoru czy Bawarii.
Zima mozna i trzeba:
podelektowac sie sokiem z pomaranczy wlasnorecznie zebranych u znajomej w gaju (mam zrodlo, jak przyjedziecie to zaprowadze!),
pochlonac kilka chrupiacych, prosto z patelni kaltsunakia ze swiezym szpinakiem i feta (kalstunia to nasze pierozki, ale nie na goracej wodzie dochodzace, a na patelni w extra virgin oliwie smazone lub wersja light w piekarniku pieczone)
wypic malotire, herbate z kretenskich ziol zebranych w gorach, zagotowanych ze skorka pomaranczy, paleczka cynamonowa a na koncu zaprawiona miodem z tymiankiem.
Ze jedzenie jest tak wazne nigdy bym sie nie dowiedziala, gdybym nie zdecydowala sie zamieszkac na Chalepianskim wzgorzu. Jedzenie to styl i jakosc zycia, o ktora kretenskie rodziny bardzo dbaja, a ja z wiara neofity staram sie to zaadoptowac w moim polsko-greckim domu. Poza tym im prosciej tym lepiej! …ale trzeba czasu, zeby to zrozumiec!