Padlysmy obie. Mala chrapala a ja stracilam kontakt ze swiatem kilka minut
po dwudziestej pierwszej.
Male przestrzenie mogą być słodkie, przytulne. Latwiej je ogarnąć,
posprzatac trudniej. Zycie na kupie może nalezec do tych integracyjnie
cieplych, może tez człowiekowi przysporzyć nielada stresu.
Czlowiek to taka istota, ze do wszystkiego może się przyzwyczaić, gorzej z
akceptacja.
Grecka rzeczywistosc jest bardzo waska. Chania nie stanowi wyjątku.
Umilowanie do upstrzenia każdej przechodniej przestrzeni schodami, schodkami,
slupem wysokiego napięcia powinna kiedyś stać się tematem jakiejś z pasja
napisanej pracy magisterskiej…a kto wiem, może się ktoś pokusi i o doktorat.
Nie mieścisz się, z chodnika schodzisz na ulice. Za takie planowanie
przestrzeni powinno się dac Nobla w
kategorii „liczne proby nieumyślnie zadanych ran”.
Mialysmy wczoraj wizyte u naszej Pani doktor. Oczywiście, jak zwykle spóźnione
(w greckim stylu), zajechalysmy pod blok, gdzie miesci się gabinet, kilka minut
po czasie. Parkingu niet! Trzeba było skorzystać z Carrefourowego podziemia. W
amoku wyciągania wozka, kocyków, toreb z butelkami, termosami i zabawkami,
nawet nie spojrzałam ile nas ta przyjemność ustawienia samochodu na poziomie -2
będzie kosztowac.
Mkniemy z rozwianym włosem do widny. Uff, zmiescilysmy się. Wyjscie z windy
na wprost zjazdu do podziemia. Co za bezpieczne miejsce, żeby się z dzieckiem
przemiescic na chodnik!
Zygzakami, pomiędzy robotnikami rozkopującymi sąsiednie ulice, dotarlysmy
do drugiej windy. A ta nie działa! Dzwonie z parteru na drugie pietro i się pytam,
jak mam się z dzieckiem dostać na szczepienie???
Aaaa, no dobra, jest druga winda, mniejsza, ale działa. Wpychamy się z całym
naszym dobytkiem, kola wozka upychamy, stoimy pod katem 45 stopni. Winda nie
rusza, drzwi się zamykają, mi zaczyna brakować oddechu. Klaustrofobia daje
w takich momentach dac o sobie. Dzwonimy, ale dzwonek zepsuty. Dobrze, ze
dziecko mi spokojnie siedzi i ewidentnie nie panikuje tak jak jego matka. Udaje
nam się wydostać z tej komórki. Dziecko pod pache i na piechotkę po wąskich, marmurowych
(co by się szlo z poślizgiem) schodach.
Zespól szoku, którego bylam uczestniczka, opada w gabinecie. Skok ciśnienia
tak mnie scial z nog, ze moje ciało domaga się natychmiast dawki kofeiny. Tuz
za rogiem jest kawiarnia. Znowu dźwigam wozek, pokonując kolejny schodek. Pani się
pyta Brazilian czy Arabica? Patrze na ceny. Ta arabska drozsza, to pewnie ma
wieksza moc – tak sobie mysle. Zaplacic już nie mogę, bo się nie mieszcze
miedzy wystawa z pizza i wszelkiego rodzaju pitami (które az krzycza, ze maja
za dużo masla i gumowego francuskiego ciasta) a slupem, który niezgrabnie
stanal na srodku tego fastfoodowego bałaganu.
Stoje pośrodku przejścia i zanim tylem się ewakuuje,
siorbie przez plastikowa czarna słomke spory lyk mojego freddo.
Idziemy do
apteki.
Schodow nie ma,
ale jest stoik, który stanal tuz przed kasa. Od dymu papierosowego wszystko
zasnute szarawa chmura. Siedza sobie dwie babcie i młode dziewczę i kurza
Malboro w tej aptece. Gryze się w jezyk i sobie w duchu powtarza : „ Tylko się znowu
nie wygadaj, tylko nic nie mow, tylko się nie kloc”.
U rzeznika możemy
robic wozkiem manewry. Kupujemy siatke miesa i ten kilkukilogramowy worek
laduje u podstaw zawieszenia.
Jestem z siebie
taka dumna,ze tak swietnie sobie daje rade! Tylko się poce jak mysz pod miotla. Po co ja ten sweter zakladalam?
Jak Boga kocham, następnym razem ubiore się w bikini!
Musimy jeszcze zachaczyc o bank. Po drodze witryny sklepow kusza
atrakcyjnymi przecenami. Wchodzimy: ja i wozek z zawartoscia. W drodze do
dzialu z bielizna stracamy pizamy, przejezdzamy kolkami po rękawach piżam, ciągniemy
za sobą bezowe kapcie umieszczone po wieszakami. Wyplatac się nie możemy.
Dziecko się drze, bo mama wozka nie może wykrecic i dziecko zmuszone jest ogladac wieszak bardzo nieciekawych swetrow w kolorze musztardy!
Dojezdzamy do banku, a tu trzy wysokie schodki zdobia wejście. Podnosze
wozek i co? I się znowu nie mieszcze! Nerwy mi puszczają, obled w oku.
Kolezanka, która się pyta „co my tu robimy” dostaje ryczaca odpowiedz „ ze próbujemy
się dostać do srodka, żeby zaplacic rachunki”. Skulony pracownik otwiera nam
drzwi z klucza. A ja się dre, ze ten, który te wejście zaprojektowal powinien zmienić
zawod.
Dobrze, ze nas obsluguja bez kolejki.
Na parkingu, po zjedzonej po drodze pozywnej kanapce, dochodze do siebie.
I pal licho te 4,5 euro za trzy godziny postoju w naszej „ metropolii”
Chania!
0 comments:
Post a Comment